Bez znajomości ani rusz. – Skończyłem zarządzanie i marketing i pracy szukałem na własną rękę. W Białej i Lublinie. Bezskutecznie. Ostatecznie pracę znalazł – w studenckiej stołówce, a i to na chwilę. Potem była działalność gospodarcza – „nieporozumienie”, jak mówi, bo wydatki przekraczały wpływy – jakieś dorywcze prace, zwolnienia i tak w kółko. Po kilkunastu miesiącach tułaczki znalazł zatrudnienie, jako jeden z nielicznych absolwentów z roku. Pracuje w dobrze prosperującej firmie, ma umowę o pracę, szefa, z którym się dogaduje i mimo, iż nie zarabia „kokosów”, cieszy się, że może nieśmiało planować przyszłość. Mniej szczęścia miała Urszula Terlikowska z Parczewa, która skończyła pedagogikę na UMCS w Lublinie. Bezrobotną jest już 2 lata. Pogodziła się, że nie będzie pracować z dziećmi, bo szkoły są zamykane i pracowników chętnie się dziś zwalnia – nie przyjmuje. W najgorszych snach nie spodziewała się jednak, że będzie tak trudno podjąć jakąkolwiek pracę. – Zrezygnowałam z ambicji, chciałam pracować gdziekolwiek. Rozsyłam CV wszędzie. I nic. Na jednej z nielicznych rozmów kwalifikacyjnych w sklepie odzieżowym, gdzie ubiegała się o pracę sprzedawcy, usłyszała, że ma za wysokie wysokie wykształcenie i pewnie potraktuje tę pracę, jako zajęcie na chwilę. – Nie pomogły zapewnienia, że szukam naprawdę czegokolwiek. Nie chcieli mnie. Byłam załamana – wspomina. Prawdziwa szansa pojawiła się raz. Została przyjęta na okres próbny, do pizzerii. Podobno się nawet sprawdziła. Tak przynajmniej powiedziała jedna z dziewczyn, które tam pracowały. – Było ok, ale tę prace ma już koleżanka kierowniczki, a „castingi”, to tylko taki pic dla szefa – usłyszała. Zapytana co dalej – zastanawia się przez chwilę. – Jeszcze się nie załamuję, bo przecież każdy dzień może przynieść odmianę sytuacji. Ale nie ukrywam, że zbliżam się do granicy wytrzymałości. Codziennie zadaje sobie pytanie: jak dalej żyć? I coraz trudniej przychodzi mi znalezienie odpowiedzi…
Anna Rozwadowska, Wojciech Sumliński