KOBIETA NIEZŁOMNA

 

Wypowiedź Ewy Błasik:

– Wyróżnienie tytułem Człowiek Roku 2011 „Tygodnika Podlaskiego” odbieram nie tylko jako docenienie wysiłku włożonego w walkę o honor polskich lotników i oficerów, ale także jako zobowiązanie do dalszej walki o godność i prawdę. W sytuacji, w której już wiemy, że nie ma zarejestrowanego głosu mojego męża w kokpicie Tu-154M, zaszczyt, który przypadł mi w udziale, traktuję jako zwycięstwo prawdy nad kłamstwem. Prawda nigdy nie umiera, jest tylko jedna i trzeba jej dzielnie bronić. Tej dzielności uczyłam się właśnie na podlaskiej ziemi, z której wyniosłam święte dla mnie wartości, takie jak Bóg, Honor, Ojczyzna. Kształtowały mnie dom rodzinny w Białej Podlaskiej, Kościół i szkoła. W najtrudniejszych momentach życia to tu szukałam sił do dalszej walki, to tu modliłam się do Ojca Świętego Jana Pawła II, by pomógł mi wytrzymać ataki MAK i licznych polskich dziennikarzy, to także tu otrzymałam szczególne wsparcie od najbliższych i przyjaciół, m.in. od Piotra i Ewy Karwowskich, księży Mariana Daniluka i Kazimierza Korszniewicza, od bialskich działaczy środowisk prawicowych i przyjaciół z Tygodnika Podlaskiego oraz od wielu innych przedstawicieli i mieszkańców południowego Podlasia. Im wszystkim i w szczególności Senatorowi Grzegorzowi Biereckiemu, za okazane zaufanie i serce raz jeszcze z całego serca dziękuję.

Przeznaczenie

Po raz pierwszy spotkali się w 1985 roku, kiedy Andrzej kończył Wyższą Oficerską Szkołę Lotniczą. W Białej Podlaskiej, rodzinnym mieście Ewy, było lotnisko szkoleniowe dla pilotów z Dęblina. Andrzej był właśnie na czwartym roku studiów i szukał kogoś, kto by przepisał mu pracę dyplomową na maszynie. Znajoma Andrzeja, a zarazem koleżanka Ewy zapytała, czy nie podjęłaby się tego zadania. Ewa świetnie radziła sobie z pisaniem na maszynie – pracowała wówczas w administracji w Wojewódzkim Inspektoracie Weterynarii – zgodziła się. Tak się zaczęło… – To była miłość od pierwszego wejrzenia, przeznaczenie. Niezwykle szybko zrozumieliśmy, że jesteśmy stworzeni dla siebie – powie po latach Ewa Błasik. Oboje pochodzili z katolickich rodzin o konserwatywnych korzeniach. Ewa od zawsze była blisko nauki Kościoła i wpajanych przezeń wartościach."Ewa Z kolei mama Andrzeja była nauczycielką, uczyła prawdziwej, wówczas zakazanej historii. Wychowała wielu księży, prawych Polaków. Dziadek, niezwykle kochający Polskę, płakał, gdy opowiadał o Katyniu i o krewnych, którzy tam zginęli.

Życie jest piękne

Po pół roku znajomości zaręczyli się, po roku wzięli ślub – kościelny, choć w tamtym czasie dla żołnierza mogło to oznaczać trudności. Mimo szarości komunizmu przepiękny był wtedy świat. Andrzej okazał się człowiekiem wielu pasji, od latania i sportu poprzez fotografikę aż po turystykę. Żyli pełnią życia, był czas na wszystko, na pracę, szkolenia i życie prywatne, bo każda wspólnie spędzona chwila była świętem. Z czasem na świat przyszły dzieci, córka Joanna i syn Michał. Gdy upadł komunizm i Polska wstąpiła do NATO, kariera – na którą Andrzej nie zważał, bo przecież najważniejsze było samo latanie – potoczyła się błyskawicznie. Dowództwo bazy w Krzesinach pod Poznaniem, studia w Szkole Sił Powietrznych w Maxwell w Stanach Zjednoczonych, dowództwo nad siłami powietrznymi Polski, generalskie szlify… – Spotkały go zaszczyty, o jakie wcale nie zabiegał, podlegały mu tysiące ludzi, ale zawsze pozostał sobą, dobrym człowiekiem, który kochał latanie, Polskę… i mnie – wspomina Ewa Błasik.

Senator RP Grzegorz Bierecki:

– Za niezłomną walkę o dobre imię męża i polskiego żołnierza oraz nieustanne dążenie do prawdy – to zdecydowało o wyborze pani Ewy Błasik na Człowieka Roku 2011 Tygodnika Podlaskiego. Przypomnę, że Ewa Błasik znajdowała się pod niebywałą presją przez ostatnie dwa lata. Nie załamała się, miała siłę tę walkę podjąć, wszyscy to zobaczyli i docenili. Kapituła jednogłośnie zdecydowała by tę nagrodę otrzymała Ewa Błasik, choć przecież wszyscy nominowani, to wybitne osobistości. Jako przedstawiciel mieszkańców południowego Podlasia w Senacie, chciałbym wyrazić dumę, że mamy taką przedstawicielkę naszego regionu i naszej społeczności, kobietę tak dzielną i niezłomną.

Widziałem swoją śmierć

Był środek nocy, dwa tygodnie przed tragedią, gdy Andrzej Błasik obudził się zlany potem. Był roztrzęsiony. Dopytywany przez Ewę, co się stało, przez pewien czas nie potrafi ł wydobyć z siebie głosu. Dopiero po kilku minutach opowiedział, że miał sen, w którym widział swoje ciało rozrywane na części. – To było tak bardzo realistyczne – opowiadał drżącym głosem z trudem dochodząc do siebie… Kilkanaście dni później Ewa pożegnała Andrzeja w obecności dzieci. Powiedziała: „Andrzejku. Bardzo cię kocham. Godnie reprezentuj nas w Katyniu”. Żałowała, że nie może lecieć razem z nim, jak to bywało wielokrotnie wcześniej. Traf chciał, że tym razem w samolocie nie było dla niej miejsca. To był ostatni raz, kiedy widziała męża… Tego co nastąpiło później, nie wyrażą żadne słowa. Najpierw 10 kwietnia 2010 roku, dzień, w którym skończył się jej świat, a później nastąpił dramatu ciąg dalszy. Pierwsi byli dziennikarze telewizji TVN, którzy przypuścili nagonkę na Andrzeja. Próbowali zrobić z niego pijaka i osobę odpowiedzialną za to, co stało się w Smoleńsku. Wyznaczonymi przez nich tropami poszli inni: dziennikarze Gazety Wyborczej, Newsweeka i wielu innych. – Zginął polski generał, dowódca lotnictwa wojskowego, ale przede wszystkim wspaniały człowiek, mąż i ojciec i już sama ta śmierć była wystarczającą tragedią, by nasz świat przestał istnieć. A oni, nie bacząc na to, raz za razem próbowali zniszczyć pamięć o Andrzeju. Żal mi ich, bo nawet nie wiedzą, ile stracili, że go nigdy nie poznali – powie później Ewa Błasik.

Pomiędzy niebem, a ziemią

Spokój, ukojenie i siły do walki o dobre imię męża oraz honor i godność polskich oficerów odnajdywała w wierze i modlitwie do Boga, ostoi i nadziei tych, którzy już tak po ludzku żadnej nadziei nie mają. – Gdy było mi szczególnie ciężko, jechałam do Zakopanego, do Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach, które mieszkańcy Podhala wybudowali w podzięce za ocalenie Ojca Świętego po zamachu 13 maja 1981 roku, w dzień Objawień Fatimskich. To było jedno z naszych – moich i Andrzeja – ukochanych miejsc, w którym ostatni raz byliśmy miesiąc przed tragedią, w marcu 2010 roku – powie później Ewa Błasik, która przez ostatnie dwa lata przeszła długą drogę – pomiędzy rozpaczą, a nadzieją, pomiędzy kłamstwem, a prawdą, pomiędzy niebem, a ziemią. Drogę tę najpiękniej spointowali dowódcy amerykańskiej bazy lotniczej w Ramstein, którzy na pomniku poświęconym swojemu polskiego koledzy – o którym tak szybko zapomnieli polscy dowódcy i rządzący – umieścili motto Jana Kochanowskiego, które dla Ewy jest nadzieją i przesłaniem: „A jeśli komu droga otwarta do nieba, to tym, co służą Ojczyźnie”.

Uzasadnienie Kapitału dla wyboru Ewy Błasik na Człowieka Roku 2011 „Tygodnika Podlaskiego”:

„Nagroda dla Ewy Błasik została przyznana za dzielność i niezłomność w dążeniu do prawdy. To, że teza o wywieraniu nacisków na pilotów w samolocie Tu- 154M przez dowódcę sił powietrznych generała Andrzeja Błasika upadła z wielkim hukiem, że twierdzenia o rzekomej odpowiedzialności polskich pilotów i ich dowódcy za całą tragedię smoleńską zostały odkłamane, w olbrzymiej mierze jest zasługą dzielnej kobiety z południowego Podlasia, rodowitej bialczanki, Ewy Błasik, która w osamotnieniu, przy wsparciu niewielkiej grupy osób i nielicznych mediów, toczyła wielomiesięczną, beznadziejną – wydawałoby się – walkę z zakłamanym rosyjskim i polskim aparatem urzędniczo medialnym. Walkę w obronie honoru polskich oficerów, która zakończyła się zwycięstwem.”