BIALSKI POLICJANT ZABIŁ ŻONĘ I SIEBIE

 

Był policjantem wzorowym, wielokrotnie nagradzanym, wyróżnianym w kilkudziesięciu sprawach, w których wykazywał się aktywnością i zaangażowaniem

stażem, wyróżniany w kilkudziesięciu sprawach, w których wykazywał się aktywnością i zaangażowaniem. Żadnych skarg, żadnych negatywnych opinii, żadnej niebieskiej karty, która mogłaby wskazywać na to, że w jego domu dochodziło do awantur – Jarosław Janicki, rzecznik prasowy bialskiej policji kończy wertowanie podręcznych akt i od siebie dodaje. – Z młodszym aspirantem Arturem M. miałem styczność jeden raz, przy okazji przygotowywania informacji dla mediów, ale zapamiętałem ten kontakt, ponieważ sprawa była niebanalna. M. był przewodnikiem psa tropiącego, który doprowadził do wykrycia sprawców przestępstwa. Powstał z tego artykuł prasowy, a samego funkcjonariusza zapamiętałem, jako sympatycznego, kontaktowego człowieka – wspomina Jarosław Janicki. W podobnym duchu policjanta zapamiętali koledzy z KMP w Terespolu. – Dobry, uczynny kolega. Nie było tajemnicą, że miał problemy w domu, ale przecież dziś, gdy świat wokół nas tak przyspieszył, problemy ma wiele osób i równie wiele nie potrafi się w nim odnaleźć. To ludzkie. Nikt jednak nie przypuszczał, że może dojść do takiej tragedii, nie wiem, jak to m możliwe – mówi terespolski policjant, prosi o anonimowość. To pytanie – jak to możliwe? – zadają sobie dziś wszyscy, którzy znali rodzinę M. – Anna i Artur M. mieli trudności rodzinne, ale przecież dziś rodziny bez kłopotów ze świecą szukać – mówi mieszkaniec bloku, w którym doszło do tragedii. – To była normalna rodzina, żadna tam patologia – podkreśla. Z dotychczasowych – wciąż jeszcze nieoficjalnych – ustaleń śledztwa wynika, że przyczyną tragedii mogą być kłótnia między małżonkami zakończona morderstwem dokonanym pod wpływem olbrzymich emocji. Na taki przebieg wydarzeń wskazują m.in. obrażenia ciała 36 letniej Anny M. i późniejsze zachowania o rok starszego Artura M., który po zorientowaniu się, co uczynił, pożegnał się telefonicznie z przebywającym u dziadków 16-letnim synem, a następnie odebrał sobie życie. Został odnaleziony nad ranem, w lesie w pobliżu Kłody Dużej, w gminie Zalesie. Małżonkowie M., mieli od pewnego czasu trudności w porozumieniu się, a sam funkcjonariusz od kilku miesięcy przebywał na zwolnieniu lekarskim, wystawionym przez lekarza psychiatrę. – Wiedząc o tym, że przeżywa niełatwy czas, przełożeni proponowali M. pomoc policyjnych psychologów. Takich specjalistów nie ma w naszej jednostce, ale posiłkujemy się fachowcami z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Tak było na przykład, gdy w grudniu ubiegłego roku policjanci wydobywali zwłoki dzieci po pożarze w Białej Podlaskiej i tak jest zawsze, gdy dochodzi do jakiegoś wydarzenia traumatycznego. Określone przepisy regulują sytuacje, w których policjanci są zobligowani do korzystania z pomocy psychologicznej – mówi Jarosław Janicki. – W przypadku M. takiej sytuacji nie było: otrzymał ofertę pomocy, ale ją odrzucił tłumacząc, że ze swoimi prywatnymi problemami poradzi sobie sam. Niestety, stało się inaczej.

Tragedia w Połoskach

"TragediaDo podobnie tragicznego wydarzenia, jak to w Białej Podlaskiej, doszło kilka tygodni temu w innej miejscowości południowego Podlasia – w Połoskach. Także tam doszło do zabójstwa żony przez męża, a następnie śmierci samobójczej sprawcy morderstwa, także tam w wyniku śmierci rodziców osierocone zostały dzieci. Nie stopniując tragedii – bo stopniować ich się nie da – jedyną różnicą jest liczba sierot pozostałych po tragedii, których w przypadku Połosek było aż sześcioro.