Protest do skutku

– chodząc w tę i z powrotem przez przejścia dla pieszych przy Nadleśnictwie. W związku z blokadą skrzyżowania policja skierowała ruch samochodów objazdami. – Zakład Energetyczny w Radzyniu Podlaskim zgodnie z obowiązującymi przepisami powiadomił nas o proteście. Mając tę informację mogliśmy przygotować objazdy – mówi nam Barbara Salczyńska, rzecznik prasowy radzyńskiej policji. Z takiego jednak obrotu sprawy nie kryli oburzenia strajkujący. – Policja doskonale zabezpieczyła miejsce protestu, tak doskonale, że nasz protest stracił rację bytu i nie jest już żadnym protestem. Bo przecież protesty są organizowane po to, by poprzez ich uciążliwość zwrócić uwagę na jakiś problem, inaczej nie mają sensu. Liczyliśmy, że tu będą kolejki TIR-ów, a proszę – przejechało może z 5 samochodów na krzyż i ani jednego TIR-a. Liczyliśmy, że informacja o naszym dramacie „pójdzie w Polskę”. Pokażą, jak ta „19” jest zakorkowana, a tymczasem policja zrobiła z nas balona i cały ruch puścili ulicą Kleeberga. To są sąsiedzi, przyjaciele, w ten sposób „solidaryzują się” z nami – narzekała na działania policji jedna z protestujących kobiet. „Zrobieni w konia” – jak sami o sobie mówią – protestujący już teraz zapowiadają, że to nie koniec i że więcej policji nie dadzą się już nabrać. – Chodzi nam o to, by nagłośnić nasza determinację i wolę przeciwdziałania likwidacji rejonów energetycznych. Już teraz chciałbym przeprosić za zamieszanie, które będzie wiązało się z naszym protestem, wszystkich mieszkańców Radzynia i ościennych miejscowości oraz wszystkich kierowców, którzy ucierpią przez nasze manifestacje – tłumaczy przewodniczący radzyńskich związków zawodowych PGE Leszek Rączka. – Protest spełni swoją rolę i już teraz pokazuje determinację pracowników. Wsparli nas mieszkańcy Radzynia, poseł Rębek, starosta Kotwica i wójt Mazurek. Będziemy protestować razem, do skutku, i wspólnie wykażemy niesłuszność decyzji, które zmierzają do likwidacji naszego zakładu – podsumowywał Leszek Rączka.