Czar rozśpiewanego Podlasia

Wykruszamy się, a młodzi nie garną się do przejmowania pałeczki – mówi liderka Maria Ochnik, która prowadzi archiwum: zbiera dyplomy, statuetki, prowadzi kronikę, gromadzi zdjęcia z występów i wyjazdów. Archiwum zajmuje kilka przepastnych półek. – Niektóre piosenki pamiętałyśmy z dzieciństwa, inne zbierałyśmy od najstarszych mieszkańców regionu. Tak powstał „arsenał śpiewaczy” opiewający czar południowego Podlasia. Rozśpiewane kobiety sięgają po pieśni weselne, dożynkowe, sobótkowe i inne charakterystyczne dla wschodniego pogranicza. – Kiedyś śpiewanie towarzyszyło niemal każdej codziennej czynności. Dzisiaj ludzie tylko zachwycają się, że nasz śpiew tak chwyta za serce. Bo treści pieśni są prawdziwe, powstały w wyniku przeżyć, doświadczeń życiowych pradziadów – wyjaśnia Ochnik. – Do kopania szli i śpiewali, w odwiedziny, na chrzciny, przy prządkach. Aby wesoło było. Kiedy pośpiewam, od razu lżej na duchu, bo zapominam o troskach dnia codziennego – mówi pani Halina. Działalność artystyczna zespołu to nie tylko pieśni, to także widowiska obrzędowe. Przy okazji przeglądów kobiety z Jakówek przygotowują autorskie inscenizacje, pamiętając o gwarze, własnoręcznie utkanych strojach, rekwizytach, scenografii. W listopadzie prezentowały obrzędy związane z Andrzejkami w warszawskim Teatrze Polskim na Festiwalu Teatrów Wiejskich. Zespół bierze udział w tego typu wydarzeniach i przywozi z nich nagrody. – O wysokim poziomie artystycznym świadczą m.in. medale zdobyte na Festiwalu Śpiewaków i Kapel Ludowych w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, gdzie panie otrzymały najwyższą nagrodę, tzw. „Basztę” oraz nagrodę im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”. Tym samym grupa znalazła się w oficjalnym katalogu i rejestrze uznanych polskich zespołów śpiewaczo- obrzędowych. Pośród prawie dwustu pieśni znajdują się prawdziwe rarytasy z XIX wieku, m.in. w języku chachłackim. Z powodu unikatowości swojej twórczości niezwykłe artystki są odwiedzane przez badaczy z Lublina oraz Warszawy, jak np. Jan Adamowski z Instytutu Kulturoznawstwa UMCS. Pani Maria z dumą dodaje, że powstała nawet praca magisterka pt. „Repertuar folklorystyczny zespołu śpiewaczego z Jakówek”. Członkinie grupy stanowią bezcenną skarbnicę dawnych wierzeń i obrzędów. – Gdy byłyśmy młode, w czerwcową noc sobótkową chodziłyśmy nad wodę. Panny pragnące znaleźć męża plotły wianki z kwiatów oraz ziół, które później puszczały na rzece. Jeśli wianek spłonął od świec lub utonął, wróżyło to staropanieństwo. Na wzgórzach nieopodal wiosek palono szereg stosów, wokół których odbywały się całonocne zabawy. Do ognia wrzucano różnego rodzaju zioła, które odstraszyć miały diabelskie moce – opowiada Halina Łukijaniuk. Pani Maria dodaje, że do dzisiaj zbiera zioła i wierzy w ich lecznicze właściwości. Wiejskie śpiewaczki z zapałem opowiadają o swojej działalności, ale martwą się o brak następczyń. – W domach nie grają już instrumenty, tylko komputery – mówi Ochnik. Halina Łukijaniuk ma nadzieję, że repertuar zespołu zostanie zarejestrowany na płycie, tak, by ślad po Jakówkach nie zniknął. Problem w tym, że na razie nikt nie garnie się do sfinansowania tego przedsięwzięcia. A wkrótce może być już za późno.