PODLASKI WRZESIEŃ 1939

Pierwsze naloty na bialską Państwową Wytwórnie Samolotów miały miejsce 1 września już po godzinie szóstej. W Białej Podlaskiej już pierwszy dzień wojny przyniósł znaczące straty. Eskadra niemieckich bombowców, startujących z baz w Prusach Wschodnich, w czasie dwóch kolejnych nalotów na tereny PWS zrzuciła kilkadziesiąt bomb burzących i zapalających.

 

Podpisany w Moskwie nocą z 23 na 24 sierpnia pakt o nieagresji między ZSRR i Niemcami przypominał górę lodową. Widać było tylko niewielka jego, oficjalna część. Większość – ta najistotniejsza – zawarta była w tajnym protokole. Niestety, porównanie tego diabelskiego faktu z górą lodową rodziło pytanie, komu wyznaczono rolę „Tytanica”. Odpowiadał na nie właśnie ów protokół dzielący – podział przebiegał m.in. przez południowe Podlasie – między współpracujące ze sobą reżimy terytorium Polski. Dopiero po wojnie zdobyte niemieckie archiwa odsłoniły światu tekst tajnego protokołu… Gdyby Hitler bez przeszkód mógł pisać zakładany scenariusz, opisany we wspomnieniach Marii Dąbrowskiej dzień 25 sierpnia byłby ostatnim dniem pokoju. Informacja z Londynu, że Polska i Wielka Brytania podpisały układ o wzajemnej pomocy, odniosła swój skutek. Wściekły i załamany Hitler odwołał rozkaz ataku na Polskę określony na dzień 26 sierpnia. Świat zyskał kilka dni spokoju…

Pierwszego dnia wojny od kul z broni maszynowej i odłamków bomb zginęło 6 cywilnych mieszkańców miasta, troje innych zostało ranionych. Zginęło także 3 żołnierzy z kompanii wartowniczej PWS, pilot Stefan Nowacki oraz kapelan bialskiego szpitala ksiądz Miron Wróblewski. Tego samego dnia Niemcy zbombardowali także lotnisko w Małaszewiczach, gdzie udało im się zniszczyć aż osiem samolotów typu Łoś, uważanych wówczas za jedne z najnowocześniejszych samolotów bombowych na świecie – z pewnością najnowocześniejsze w polskiej armii – których mieliśmy jednak zdecydowanie za mało, bo ledwie ponad czterdzieści. W Białej bomby spadły też obok gmachu sądu przy Brzeskiej i w pobliżu kościoła garnizonowego przy Narutowicza. Niemieckie samoloty krążyły nad miastem trójkami, a obrona przeciwlotnicza była zbyt słaba, by je zniszczyć. Kłęby dymu i bijące w górę płomienie budziły przerażenie wśród mieszkańców miasta, a podawane przez radio komunikaty zaczynające się od słów: „uwaga! uwaga! nadchodzi…” dodawały grozy ówczesnym bialskim realiom. W pierwszych dniach września 1939 r. nikt z mieszkańców Białej nie mógł wiedzieć, że w czasie agresji Niemiec na Polskę „nóż w plecy” wbiją nam Sowieci i że najpierw wróg wejdzie do miasta nie od zachodu, ale od wschodu. Ale to już historia na oddzielną opowieść…

Wspomnienia z Dzienników Marii Dąbrowskiej przebywającej pod koniec sierpnia 1939 roku na Podlasiu: „25 sierpnia 1939 roku w Białej Podlaskiej, podobnie jak zapewne w całej Polsce, ogłoszono mobilizację. (…) W ciągu mojej ostatniej tam nocy wezwano do wojska dużo ludzi. Do naszej willi też dwa razy dzwoniono w nocy z telegramem. To wywołało taką panikę, że jechałam do Warszawy, do domu w niesłychanym tłoku, ludzie oknami wdzierali się do wagonów. Dostałam się tylko dzięki przytomnej i skutecznej pomocy Rudzkiego. W domu Stanisław i Emilia porobili mnóstwo zapasów wojennych, natopili masła i tym podobnie. Mamy już uszczelniony pokój na „komorę przeciwgazową”. Stanisław dostał w biurze wspaniałą prawdziwą maskę, my tylko jakieś maseczki z jakimś tam węglem przeciwgazowym. Idę do Berbeckiego, który jest komendantem obrony przeciwlotniczej czy czegoś takiego i uzyskuję natychmiast widzenie (nie widziałam go od poprzedniej wojny i go nie poznałam – tak się zmienił, wypiękniał), a potem maseczki dla żony i dzieci Bogusia. A miasto takie śliczne, radosne, kipi od owoców, kwiatów, tłumów…”