Uskrzydlony punkt widzenia

Zabieram aparat i ciepłe ubranie, bo na wysokości 400 m przy prędkości 80 km/godz. wiatr staje się już niemal żywiołem. Bialskie lotnisko. Zbliża się 19, czas lotu.

 

Kciuk w górę i ruszamy

Przed startem pilot zapoznaje mnie z maszyną, to model Jazz 2000. Dla jednych to trójkołowy wózek z miejscami ustawionymi jedno za drugim, a dla mnie skrzydlaty wehikuł, przenoszący człowieka w zupełnie inny wymiar. Z tyłu Jazz 2000 znajduje się silnik i pchające śmigło, które rozpędza maszynę do 100 km/godz. Kierownicę motolotni stanowi tzw. sterownica. "BiałaPo krótkim instruktażu wiedziałam już, że za kilka minut zdarzy się wielki odlot. Zajmuję miejsce pasażera, zapinam pasy bezpieczeństwa, nakładam ochronny kask. Waldemar Gronostajski odpala silnik. Ostatnie zerknięcie w moją stronę, kciuk do góry – mój i pilota, i komenda „Ruszamy”! Start motolotni to błyskawiczne poderwanie się w górę. Nawet nie czułam momentu wbicia się w powietrze. Później emocji jest znacznie więcej. Na początku chwyciłam mocno pasy i unieruchomiona czekałam na to, co się wydarzy. Po kilkunastu sekundach byłam już ptakiem na wielkich pomarańczowych skrzydłach. Rozpłynęłam się w tym błogostanie. Nie zapomniałam jednak utrwalić Białej na fotografiach.

Doznania na całe życie

Przez te kilkanaście minut patrzę to w niebo, to na ziemię. Ciało przechodzą dreszcze. W przypływie euforii, tam w powietrzu, okrzyk radości przychodzi naturalnie. Bo latanie dostarcza wspaniałych emocji. Już wiem, że powietrze to zdecydowanie mój żywioł. Przestworza koją nerwy, rozkoszowanie się lotem sprawia, że zapominasz o całym świecie, odpoczywasz, jednocześnie ładując akumulatory. Dookoła powiewa wiatr. Na wyciągnięcie ręki jest niebo. Na dole niby wszystko toczy się zwykłym trybem, ale niezupełnie. Krzna wydaje się taka wąziutka, boiska przypominają placki ziemniaczane, blokowiska są jak pudełka po zapałkach, a ludzie, wciąż ci sami, ale jakby inni, mali, niczym mrówki. Nie zdawałam sobie sprawy, że moje miasto z perspektywy 400 metrów nad ziemią jest takie piękne. Podniebna podróż zbliża się do końca. Lądowanie idzie gładko. Szczur lądowy powraca do swoich ziemskich korytarzy i przyziemnych spraw. Jeszcze przez godzinę będzie mi towarzyszyło uczucie nieważkości i szum wiatru w uszach. Podwyższone ciśnienie też szybko nie spadnie. Pozytywne wibracje utrzymują się długo, oby jak najdłużej! Dlaczego wzbiłam się w powietrze? Głód adrenaliny, pogoń za wolnością, tęsknota za pięknymi widokami… Ale tak naprawdę nie o powody tu chodzi, lecz o niezapomniane doznania – takie na całe życie. Warto je zbierać. W kolejną podniebną ekspedycję planuję wybrać się balonem. Takie loty również realizowane są w Białej Podlaskiej. Czytelnicy, a może ktoś z was zechce mi towarzyszyć? Po locie zamieścimy wspólną relację na łamach Tygodnika Podlaskiego.