Jednak czas względnego spokoju Żydów szybko się skończył, gdy na miejsce Sowietów przyszli Niemcy, którzy od samego początku byli do nich wrogo nastawieni. – Niemcy obcinali Żydom brody, szydzili z nich, a zimą w 1939 roku, kiedy śniegu było po pas i mróz sięgał ponad 20°C, Żydzi codziennie odśnieżali wioskę. Lecz to wszystko było niczym w porównaniu do tego, co miało nastąpić. W 1940 roku w Wisznicach stacjonowali niemieccy żandarmi, którzy przyjeżdżali do Łomaz i grozili miejscowym Żydom, że ich wywiozą. W obawie o swoje życie płacili Niemcom złotem, by zostawili ich w spokoju. Minęło kilka miesięcy, a niemieccy żandarmi przyjeżdżali coraz częściej, aż pewnego letniego, upalnego dnia zabili pierwszego Żyda – wspomina pan Hipolit. Hitlerowcy wyłapywali przede wszystkim Żydów młodych w sile wieku i rozstrzeliwali ich w miejscu dzisiejszego kirkuta. Kosowski dodaje, że niemieccy żandarmi coraz częściej gnali już nie kilku, a kilkunastu Żydów, którym co chwilę kazano padać na ziemię i pełzać. – Kaci zachodzili nieszczęśników od tyłu i końcami karabinów bili ich po głowach i karkach, natomiast ci żandarmi, którzy mieli automaty, kopali Żydów nogami. Jeśli któryś niewolnik nie dał rady już wstać i dalej się czołgać, był zabijany – opowiada. Grupa, która przetrwała morderczą trasę, na końcu musiała się rozebrać do bielizny, ubrania podpalono. Następnie Niemcy kazali swoim ofiarom położyć się na polu w jednym rzędzie i z automatu wybijano wszystkich po kolei. Mieszkańcy wsi zostali zmuszeni do wykopania jamy na kirkucie, po czym chłopi wozami przewieźli ciała zamordowanych, które zostały tam zakopane. – Żydom żyło się coraz trudniej, przeżywali coraz większe represje. W poniemieckim baraku przy szkole więziono całe rodziny żydowskie, co więcej przywożono nowych więźniów z innych miast. Nie pozwalano nam udzielać jakiejkolwiek pomocy przebywającym tam ludziom. Wielu z więźniów nie przetrwało tych męczarni, dusili się, gdyż nie mogli otwierać okien, umierali z głodu i wycieńczenia. W 1942 roku nastąpił pamiętny dzień… Niemcy postanowili wystrzelać wszystkich Żydów, których więzili do tej pory i których jeszcze wyłapywali z całej wsi – relacjonuje nasz rozmówca. Pan Hipolit wtrąca, że w dniu zagłady blisko dwa tysiące Żydów były przeprowadzane na miejsce stracenia. Mieszkańcom wioski zabroniono wychodzić z domów. Ze wspomnień Kosowskiego wynika, że Żydzi byli powiązani sznurami, po mniej więcej 200 osób. Na łące przy lesie, w którym odbył się terror, kazano im się kłaść na brzuchu i czekać na swoją kolejkę. Na środku przygotowanych jam znajdował się pal, na który wchodziły 10-osobowe grupy, potem był strzał, który przeszywał kilka ciał, ci, którzy jeszcze żyli, i tak wpadali do dziury, ponieważ byli powiązani sznurem razem z opadającymi bezwładnie trupami. – To, co przeżyli Żydzi, było straszne, nie do pomyślenia, tylko trupy, trupy, trupy – dodaje na koniec swojej opowieści pan Hipolit. Dzisiaj w Łomazach znajduje się cmentarz żydowski, a w lesie Hały jest miejsce upamiętniające straszny dzień egzekucji Żydów przez Niemców.