PODLASCY SYBIRACY PORZĄDKUJĄ SWOJE SPRAWY

Ale ten materialny symbol pamięci to dla nas, Sybiraków, gwarancja ciągłości historii. Bo my się wykruszamy, a pomnik pozostanie. Na początku kiedy zainicjowaliśmy spotkania bialskiego oddziału, na sali konferencyjnej Starostwa Powiatowego gromadziło się nawet sześćset osób, a dzisiaj tylko kilkadziesiąt – mówi ze smutkiem Barbara Jakubiuk, przewodnicząca miejscowego Związku. Przypomnijmy, że w tym roku obchodzimy siedemdziesiątą trzecią rocznicą tragicznych wydarzeń – wywózek i morderstw blisko dwóch milionów mieszkańców wschodniej Polski. Fala zesłań na „nieludzką ziemię” w regionie brzeskim zaczęła się na przełomie stycznia i lutego 1940 roku. Pierwszy cios skierowano w jądro narodu, w ludzi najlepiej wykształconych, przedwojenną elitę: nauczycieli, lekarzy, prawników, studentów, urzędników, wojskowych. W środku zimowej nocy wyciągano ich z łóżek, często bez ubrania, jedzenia, ale za to z agresją i bezwzględnością. Władysław Gil, bialski Sybirak doskonale pamięta mroczną przeszłość. – Jechałem w pociągu towarowym, byłem bez ojca i matki, byłem sierotą. Na Sybir trafiłem po trzytygodniowej podróży. Do Polski wróciłem jako 15-latek w 1946 roku. Skończyłem szkołę w Dęblinie, przez 34 lata pracowałem na lotnisku w Białej Podlaskiej. Swoje wspomnienia opisałem w książce „ Z Syberii na Podlasie” – opowiada pan Władysław. Barbara Jakubiuk przyznaje, że z roku na rok grono Sybiraków staje się coraz skromniejsze. – Dlatego porządkujemy nasze sprawy. Dzięki środkom z Urzędu Miasta odrestaurowaliśmy pomnik, a nasz sztandar powierzyliśmy opiece Katolickiego Liceum Ogólnokształcące im. Cypriana Norwida w Białej Podlaskiej – wyjaśnia prezes oddziału. Jakubiuk liczy na to, ze młodzież zaangażuje się w szerzenie historii o zesłańcach. Szczególnie wtedy, gdy ich już tu nie będzie.