Czy sprzedając działkę przy Ostrowieckiej, złamano prawo?

Przypomnijmy. Właścicielem działki było Starostwo Powiatowe, które sprzedało ziemię za wyjątkowo okazyjną kwotę 18 tysięcy złotych, gdy tymczasem przy tej samej ulicy, podobnej wielkości działka niedługo wcześniej została sprzedana za 200 tysięcy złotych. Co więcej, oferta sprzedaży nie została należycie nagłośniona, w efekcie czego wiedziało o niej stosunkowo niewielkie grono potencjalnych zainteresowanych. Szczęśliwy nabywca działki ogrodził ją i wyłączył całkowicie z użytkowania pod groźbą kary, mimo iż przez działkę biegnie drogą służebna do bloku przy ulicy Ostrowieckiej. W efekcie zaskoczeni mieszkańcy budynku, którzy nic nie widzieli, że działka została wystawiona na sprzedaż, mają trudność z dostaniem się do swych mieszkań, bo nowy właściciel działki za korzystanie z niej domaga się opłat. Temat spornej działki poruszył lokalną społeczność i zdominował ostatnią sesję rady miasta – 25 października – wywołując ostry spór.

– Dlaczego ogłoszenie o przetargu nie ukazało się w lokalnych mediach? Dlaczego nie poinformowano urzędu miasta o możliwości pierwokupu? Czy w związku z tym, że burmistrz nie wiedział o przetargu, a ma prawo pierwokupu, można odwołać przetarg?

– dopytywał radny Józef Korulczyk. Odpowiedzi nie uzyskał. Zamiast tego, spotkał się z ostrą polemiką ze strony radnego Lucjana Kotwicy. – Wykorzystuje pan sytuację sprzedaży tej działki do gier politycznych. Wykorzystuje pan tych ludzi, którzy rzeczywiście zostali pokrzywdzeni i publicznie opowiada pan bzdury, że zostało złamane prawo. Mam nadzieję, że posiadając wiedzę o przestępstwie, złożył pan zawiadomienie do prokuratury, bo jeżeli nie, to sam pan narusza prawo – ironizował Kotwica, który jednocześnie zgodził się, że co prawda nabywca po kupieniu działki zrobił – jak wyraził się radny – rzecz podłą, ale procedury nie zostały naruszone. – Ogłoszenie pojawiło się w lokalnych mediach, wisiało 30 dni na tablicy ogłoszeń w starostwie, wisiało również w urzędzie miasta – uzasadniał. Z odsieczą Korulczykowi pospieszyli mieszkańcy niefortunnego „zablokowanego” bloku przy Ostrowieckiej, którzy jednogłośnie potwierdzili, że nikt spośród obecnych na sesji 20 osób nie wiedział o przetargu. – Gdybyśmy wiedzieli, sami byśmy tę działkę kupili, zwłaszcza że cena była śmiesznie niska – zapewniali. Podczas sesji nie padła odpowiedź na pytanie najważniejsze: co dalej? Lokatorzy bloku mają trudność z dostaniem się do swoich mieszkań, a niewykluczone, że niedługo w ogóle nie będzie to możliwe, bo właściciel wystąpił już do sądu o zniesienie służebności na działce. Obecni na sesji radni byli zgodni, że sytuacja jest bezprecedensowa, skandaliczna i że bez względu na wszystko lokatorom musi przysługiwać prawo darmowego dostępu do ich mieszkań. Ciąg dalszy tej bulwersującej historii niewątpliwie nastąpi.