Do góry nogami

Gdy przed kilku miesiącami pojechałem na zaproszenie Polonii do Kanady, zamieszkałem u rodziny Wioletty Kardynał, polskiej dziennikarki żyjącej od kilkunastu lat w Toronto, która zrealizowała niezwykły film pt. „Upsite down” („Do góry nogami”) przywracający elementarną prawdę o czasach II wojny światowej w świecie, w którym mówi się o polskich obozach śmierci, zaś o Polakach słyszy się bądź to jako oprawcach, bądź też jako o garstce zabawnych szaleńców walczących konno z niemieckimi czołgami. Wioletta Kardynał nakręciła „Upsite down” za własne pieniądze po tym, jak jej synowie wrócili z „rewelacjami” o Polakach – oprawcach z lekcji historii w kanadyjskiej szkole. Niestety, nie był to „historyczny” przekaz serwowany w tej jednej, konkretnej, kanadyjskiej szkole, przez niedouczonego historyka. Z obrazu Wioletty Kardynał, która dla potrzeb swojego filmu objechała pół świata, można się dowiedzieć, że jest to przekaz obowiązujący w prawie wszystkich szkołach kanadyjskich i amerykańskich, a po części także w szkołach w wielu innych krajach na całym świecie. W przekazie tym to Polacy są nieomal głównymi winnymi tragedii Żydów w okresie II wojny światowej, Niemcy zaś są abstrakcją ukrytą pod określeniem „naziści” – abstrakcją, bo przecież nikt nie słyszał o państwie „Nazizja”. Niestety, „Pokłosie” Pasikowskiego, które właśnie „wkroczyło” do kin na południowym Podlasiu, utrwala fałszywy stereotyp i tym samym służy pedagogice rzekomej polskiej winy. W kontekście tego filmu dużo czytam o odwadze reżysera, o tym, jak bardzo musiał być dzielny i zdeterminowany, by nakręcić „prawdziwy” film na niepopularny w Polsce temat. To kolejne kłamstwo. Nakręcenie antypolskiego filmu w Polsce nie wymaga dziś najmniejszej nawet odwagi, prawdziwą odwagą byłoby natomiast nakręcenie filmu prawdziwego o tamtych czasach (choćby takiego, jak totalnie zaciszony „Upsite down”). Pasikowski zrobił „dzieło”, które płynie z prądem i wtapia się w nurt fatalnego, kłamliwego PR na temat Polski i Polaków. Jestem przekonany i gotów założyć się o każdą stawkę, że film ten zostanie obsypany nagrodami, może będzie pretendował do Oscara, a dla samego reżysera na sto procent stanie się przepustką na światowe salony. I bynajmniej nie dlatego, że jest to dzieło wybitne czy prawdziwe – ale to już temat na zupełnie inną opowieść.