To oni walczyli o przyłączenie do macierzy Wielkopolski i Ślaska. Byli związani z legionami Piłsudskiego, ale mieli działać w czasie I wojny w konspiracji. Do nich nawiązywały organizacje w czasie II wojny światowej takie jak AK. Tak opisał przebieg zdarzeń Głos Międzyrzecki w listopadzie 1925 roku (autor Zygmunt Ochnio): „Rok 1918 głosi wolność wszystkim narodom. Pamiętamy go, bo każdy z nas wylewał łzy radości na widok polskiego żołnierza. Ale rok 1918 krwawemi zgłoskami zapisał się w sercach mieszkańców Międzyrzeca, a stokroć krwawszemi zgłoskami w sercach rodzin pomordowanych barbarzyńskimi rękami Niemców ofiar. Wieść o tem powinna rozejść po całej Polsce dla pamięci potomnych. Żołnierz niemiecki chętnie oddawał broń w ręce zorganizowanej miejscowej Straży Obywatelskiej. Do pomocy tej ostatniej przybył oddział POW z komendantem Zowczakiem na czele. Odział rozkwaterował się w pałacu hr. Potockich wystawił placówki i uspokojony pokojowem zachowaniem Niemców nie przedsięwziął środków ostrożności. Tymczasem Kwap, komendant miasta, udał się do Białej, gdzie stały nierozbrojone jeszcze siły niemieckie. 16 listopada na dwóch pancernych samochodach uzbrojonych w karabiny maszynowe i granaty ręczne wjechała do Międzyrzeca ekspedycja karna. Kto wyszedł na ulice, poniósł śmierć, choćby był najniewinniejszym. W okna, z których wyglądali zdziwieni i rozbudzeni ze snu mieszkańcy, rzucano granaty ręczne, niosące spustoszenie i śmierć. Krwawym szlakiem zaznaczyli drogę na całej długości Brzeskiej i Lubelskiej. Ekspedycja karna dotarła do Pałacu Potockich, gdzie rozegrała się największa tragedia. Na obrońców posypały się salwy karabinów maszynowych, przez okna do zajmowanych kwater poczęły się sypać granaty ręczne. Obrona stała się niemożliwa. Postanowiono więc się poddać, co jednak nie ocaliło ofiar. Padł komendant Zowczak, kiedy wywieszał białą flagę. Z całego oddziału pozostało dwóch przy życiu ukrytych przez panią Jaworską. Żołdactwo rozbiegło się po mieszkaniach, by tam wymordować wszystkich, którzy brali udział w rozbrojeniu. Po trzech dniach pochowano ofiary we wspólnej mogile, było ich ogółem przeszło czterdzieści”. Po trzech tygodniach po opuszczeniu Międzyrzeca przez Niemców doszło do pogrzebu, w którym uczestniczył biskup Henryk Przeździecki.