Czołgi na ulicach, godzina policyjna, aresztowania i strzelanie do bezbronnych ludzi – tak rozpoczęła się wojna rządzących przeciw własnemu narodowi. Jak przeżywano ten moment, jakie odczucia miało społeczeństwo w tamtym czasie? Dla dzisiejszego pokolenia pięćdziesięciolatków i osób starszych był to czas obaw o to, co dalej, i o to, jak zapewnić bezpieczeństwo najbliższym. Dzisiejsze pokolenie czterdziestolatków zapamiętało 13 grudnia 1981 roku jako dzień, w którym w niedzielę w telewizji, zamiast Teleranka – kultowego wówczas programu dla dzieci – pojawił się generał Wojciech Jaruzelski. Ci, którzy mieli wówczas dość lat, by zapamiętać ten niezwykły dzień, podświadomie zdają sobie sprawę, że stali się mimowolnymi świadkami historii, która, jak wiadomo, jest nauczycielką życia. Dla pokolenia obecnych trzydziestolatków i młodszych stan wojenny jest często właśnie li tylko historią lub nawet prehistorią. Głównie z myślą o nich – choć nie tylko – prezentujemy dziś wspomnienia mieszkańców naszego regionu, którzy w tamtym czasie z racji swojej działalności zostali uznani za szczególnie niebezpiecznych dla Polski Ludowej.
Co z nami będzie?
Jerzy Wołoczko, ówczesny wiceprzewodniczący Oddziału NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze w Białej Podlaskiej:
Dochodziła 23.50, gdy rozległo się łomotanie do drzwi. – Otwierać, milicja – ktoś rzucił krótko. Myśli biegły błyskawicznie: nie otworzę, nic to nie da, wyłamią drzwi. Ubrałem się, pożegnałem z żoną. Na półpiętrze klatki schodowej założono mi kajdanki. – Nie chcieliśmy przy żonie – powiedział jeden z milicjantów. „Humanitarny” – pomyślałem. We trzech zawieźli mnie na Prostą, nomen omen wprost do więzienia. Wrzucili do celi jak worek kartofli. Wielkie puste pomieszczenie, za parawanem umywalka i wc. Zgasili światło. Niedługo byłem sam na sam z myślami. Po 15 minutach zaczęli przywozić następnych. Cela zapełniła się szybko. Tego wieczoru myślałem o bliskich i o tym, jaki będzie mój los. „Co z nami będzie?” – to pytanie, które zadawałem sobie po wielokroć.
Najtrudniejsze chwile w życiu
Ryszard Gałązka – w 1981 r. Przewodniczący „Solidarności” Sekcji Nauczycielskiej, członek Prezydium Zarządu NSZZ „Solidarność” w Białej Podlaskiej, w późniejszym okresie dyrektor bialskiego LO im. E. Plater:
Obudziłem się wcześnie, bo miałem jechać na drugą turę zjazdu „Solidarności” Regionu Mazowsze. Włączam telewizję i nagle okazuje się, iż dzieją się rzeczy niezwykłe: generał ogłasza stan wojenny. To było trudne do opowiedzenia uczucie. Już od pewnego czasu krążyły niepokojące plotki wśród działaczy „S”, według których coś miało się wydarzyć i oto nagle to, co wieszczono, dzieje się naprawdę. Postanowiłem pójść do kolegi, z którym działaliśmy w „Solidarności” w LO im. J. I. Kraszewskiego. Zadawaliśmy sobie pytania: co robić, co będzie dalej? Postanowiliśmy odwiedzić innych kolegów i zobaczyć, co się z nimi dzieje. Okazało się, że niektórzy zostali już internowani. Liczyłem się z tym, że kolej przyjdzie i na mnie. Przyszła we środę 16 grudnia. Pod nieobecność w domu dostałem wezwanie na komendę milicji. Idąc na komisariat, nie wiedziałem, kiedy wrócę do domu i kiedy zobaczę bliskich. To była dla mnie jedna z najtrudniejszych chwil w życiu.
To był czas kształtowania charakterów i postaw
Ksiądz Mieczysław Lipniacki:
Na początku września 1981 r. byłem na pielgrzymce w Ziemi Świętej i oglądając telewizję jordańską, widziałem przygotowanie wojsk rosyjskich do wkroczenia na terytorium Polski. Zastanawialiśmy się z kolegami księżmi, jakie podjąć kroki na wypadek wojny. Postanowiliśmy, że udajemy się do Rzymu, do dyspozycji Jana Pawła II. Nic się jednak nie wydarzyło, więc 8 września wróciliśmy do Ojczyzny, a już kilka miesięcy później, 13 grudnia, Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny. Znalazłem się w kłopotliwej sytuacji, ponieważ prowadziłem rekolekcje w Hańsku i miałem decyzję opuszczenia parafii Wereszczyn i przeniesienia się do Białej Podlaskiej, by organizować nową parafię Chrystusa Miłosiernego. Podczas kazania rekolekcyjnego w Hańsku do kościoła wbiegła zapłakana gospodyni proboszcza z wiadomością, że przyjechało ZOMO, by mnie aresztować. Powiedziałem o tym wiernym w kościele i kontynuowałem rozważanie rekolekcyjne na temat „Moc w Eucharystii”. Po zakończeniu rekolekcji wierni postanowili procesjonalnie odprowadzić mnie do milicyjnego auta. Gdy funkcjonariusze ZOMO zobaczyli tak niezwykłą sytuację, odjechali do Włodawy i – o dziwo – dali mi spokój. Po trzech dniach pojawił się w Wereszczynie wojskowy komendant „wyrwany” z Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie i przeprosił za próbę aresztowania. Udzieli mi pozwolenia na przejazd do Białej Podlaskiej. I tak 19 grudnia 1981 r. w Białej Podlaskiej rozpocząłem działalność od rekolekcji adwentowych, a już kilka dni później za kazania, które nie spodobały się władzy, zostałem wezwany na pierwsze przesłuchanie do Wojewódzkiej Komendy MO w wydziale IV. Później podobnych przesłuchań miałem wiele. Nie bałem się, bo czułem moc Ducha Świętego i poparcie wiernych, którzy tysiącami gromadzili się na celebrację Eucharystyczną odprawianą pod gołym niebem przez całą zimę przełomu 1981 i 1982 roku. To był bardzo trudny, ale zarazem piękny czas – czas kształtowania ludzkich charakterów, sumień i postaw.
Ciekawe informacje na temat gen.Wojciecha Jaruzelskiego przeczytacie w serwisie stefczyk.info