Lecha Zaciury życie bez barier

– Lata osiemdziesiąte w polskich realiach oznaczały kanał. Miałem 18 lat, kiedy po leczeniu wróciłem ze szpitala do domu. Wróciłem na wózku, a rodzice otoczyli mnie opieką. Wędkowałem z tatą, czytałem, robiłem zdjęcia. Jednocześnie nie miałem planu życiowego, wyhodowałem w sobie masę kompleksów – opowiada czterdziestosześcioletni Lech. Dopiero u schyłku lat 90. w życiu naszego bohatera pojawił się internet, a wraz z nim upadło wiele wewnętrznych barier. Gdyby nie podłączenie do sieci bialczanin nie poznałby swojej narzeczonej, nie wydałby kilku książek, nie dostawałby maili od przyjaciół z całego świata. Ale po kolei.

Marek Kondrat czyta „czyżyka”

Jego pierwszym literackim dzieckiem było opowiadanie science fiction, które wypuścił jeszcze w liceum. Ale jak przyznaje, na poważnie zaczął pisać kilka lat temu. W 2007 roku na światło dzienne wyszła „Ułeczka”. Ten ogólnopolski debiut to zapis wspomnień autora. Dwa lata później nakładem krakowskiego wydawnictwa Skrzat ukazały się „Czarodziejskie przygody Franka”. Później jego pisarskie zacięcie nabierało wartkiego tempa. Pojawiła się druga część perypetii chłopca pt. „Franek i duch drzewa”. – W 2011 roku na rynek wypłynął również zbiór moich opowiadań pt. „Czyżyk i spółka”. Rok później ukazała się wersja audiobookowa z interpretacjami Marka Kondrata. Nie jestem ornitologiem, ale lubię obserwować i polować na ptaki z moim teleobiektywem, robiąc im zdjęcia – dodaje Zaciura. Autor ma na swoim pisarskim koncie poradnik do gry na gitarze, który stworzył ze swoim kolegą Mateuszem Małkiem. – Współpracujemy ze sobą przede wszystkim drogą wirtualną. Komponujemy piosenki, ja najczęściej piszę do nich teksty. Przygotowujemy drugą część poradnika, tym razem o gitarze elektrycznej – nadmienia nasz rozmówca. Aktualnie Lech szuka wydawcy swojej gotowej już powieści dla dorosłych i opowiadań science fiction.

Gdyby nie internet

Przez cieplejszą część roku nasz bohater mieszka w Łomazach, gdzie może swobodnie wyjeżdżać swoim elektrycznym wehikułem w teren. W sezonie zimowym, jego mobilność jest ograniczona. – Dni mijają mi bardzo szybko. Codziennie trochę piszę, testuję programy edukacyjne, gram na gitarze, czytam, słucham radia, odbieram i wysyłam maile – wylicza. Czterdziestosześciolatek wspomina, że kiedyś zanim wystukiwał tekst na klawiaturze, musiał go najpierw napisać na kartce. Dzisiaj może już przelewać swoje pomysły bezpośrednio do komputera. – Czekam na wiosnę, a wtedy z powrotem przeprowadzam się z rodzicami do Łomaz – zapowiada. Zaciura nie ukrywa, że kiedyś bał się kontaktów z ludźmi. – Samo zrobienie zakupów oznaczało duży stres – jakby stanięcie nad przepaścią. A obecnie, kiedy wjeżdżam do łomaskiego sklepu, drzwi się przede mną rozsuwają, a panie ekspedientki pomagają dostać towar ze zbyt wysokiej dla mnie półki – opowiada. Swoją siłę życiową upatruje w genach, które odziedziczył po rodzicach i dziadkach. – Mam pogodny charakter, to prawda. Jak dotąd nie doznałem od nikogo nietolerancji. Mam szczęście do ludzi – zaznacza pan Lech. Jedną z takich osób, która stanęła na jego drodze i stoi z nim do dzisiaj jest Agnieszka, jego narzeczona. Poznali się w 2004 roku dzięki internetowi. – Mój niewidomy kolega z Krakowa szukał wolontariusza, który zechciałby spędzić z nim trochę czasu. Na ogłoszenie, które zamieściłem w sieci, odpowiedziała Agnieszka. Zaczęliśmy korespondować. Od dwóch zdań przeszliśmy do rozmów telefonicznych, a następnie spotkań – wspomina nasz rozmówca. Szybko się okazało, że ich znajomość znaczy więcej niż przyjaźń, i tak już zostało. Narzeczona jest konserwatorem zabytków. – Pracuje w różnych rejonach Polski. Staramy się szukać okazji, aby miała zlecenia w Białej Podlaskiej albo okolicach – wyjaśnia autor i dodaje, że myślą o wspólnej przyszłości. Co się zaś tyczy nadchodzącego Nowego Roku, pan Lech podkreśla, że przede wszystkim życzy zdrowia, bo ono daje siły na pracę i radość z życia.