Zaczęło się od wygranych sesji zdjęciowych w konkursów organizowanych przez czasopisma młodzieżowe, „Dziewczyna” i „Bravo Girl”. – Chciałam spróbować swoich sił przy pozowaniu, chodzeniu po wybiegu. Dopingowała mnie mama. Takim sposobem trafi łam do warszawskiej agencji modelek „Avant”, a później do „4Midable”, z którą jestem związana do dzisiaj – opowiada 18-latka. Podpisanie kontraktu z agencją modelek wcale nie należy do prostych zadań, bo jak przyznaje Paulina, konkurencja jest spora. – Zgłasza się wiele ładnych i zgrabnych dziewczyn. Oprócz tego, liczy się wyrazista osobowość – zaznacza w rozmowie z nami radzynianka. To dzięki agencji „4Midable” Paulina mogła wyjechać na kilka tygodnie do Barcelony gdzie realizowała sesje dla znanej marki odzieżowej „Bershka”, a w ostatnie wakacje pracowała na Tajwanie. – Na takich zagranicznych kontraktach agencja zapewnia mieszkanie, w którym zazwyczaj mieszka kilka modelek z całego świata. Zdarzało się, że byłam na nogach przez 11 godzin dziennie. Dlatego, zazwyczaj wracałam do swojego lokum i już nie miałam siły na imprezowanie – wyjaśnia nasza rozmówczyni. Regeneracyjny sen to dla modelki rzecz równie nieodzowna jak umiejętność chodzenia w szpilkach po wybiegu. – Na początku, chód sprawiał mi trudności, ale zadaniem agencji jest m.in. nauka właściwego sposobu poruszania po wybiegu. Poza tym, pracownicy dają dziewczynom wiele wytycznych odnośnie diety czy pielęgnacji urody – przyznaje osiemnastolatka. Jeżeli Paulina zdecydowałaby się na zmianę koloru włosów, musiałaby taką metamorfozę wcześniej skonsultować ze swoją agencją. Dwudziestoletnia Paulina Mitręga uważa, że dostała od losu szansę, którą chce jak najlepiej wykorzystać. – Moja przygoda z modelingiem nabrała rozpędu w styczniu 2012 roku. Od tego czasu brałam udział w trzech kontraktach, dwa razy pracowałam w Mediolanie, raz w Hongkongu. Aktualnie przebywam na swoim czwartym wyjeździe w Tajpej – wyjaśnia bialczanka. Mitręga już jako szesnastolatka pozowała m.in. znanemu fotografowi pochodzącemu z Białej Podlaskiej, Adamowi Pańczukowi. Kiedy skończyła liceum, na jednym z portali modelingowych wytropił ją pracownik amerykańskiej agencji. Później, wyjechała do Mediolanu. Dwudziestolatka dodaje, że do tej branży popchnęła ją mama, która jest silnie związana z modą, pracuje w firmie odzieżowej jako stylistka i projektantka. – W naszym domu od zawsze panowała artystyczna atmosfera. Mój tato malował obrazy, mama projektowała i szyła – opowiada Paulina. Nasza bohaterka nie ukrywa, że modeling to ciężki kawałek chleba. Wczesne wstawanie to norma. Tak samo jak sesje zdjęciowe, które trwają cały dzień i odbywają się w różnych warunkach pogodowych. Do tego dochodzą pokazy, promocje, showroom’y, przymiarki, castingi czy lekcje prawidłowego chodu. Najtrudniejsze, zdaniem modelki, jest utrzymanie prawidłowych wymiarów, bo każdy rynek ma inne wymagania. W Europie odchodzi się od anorektycznego wyglądu, na rzecz tzw. „komercyjnej” urody. Z kolei Azja to zupełnie inny świat. – Tutaj klienci chcą aby modelki były ultraszczupłe. Dlatego presja ze strony agentów też jest większa – wyjaśnia bialczanka. Paulina, tak jak większość jej koleżanek musi uważać na swoje menu, które opracował specjalnie dla niej dietetyk. Ale to nie wystarczy. – Codziennie biegam, chodzę na siłownię i basen. Wbrew powszechnym przekonaniom nie zarabiam milionów i nie imprezuję – przekonuje. Z obserwacji dziewczyn wynika, że odwaga, determinacja i odporność psychiczna stanowią nieodzowne trio w tym zawodzie. – Lubię to, co robię. Traktuję to jak wyzwanie i nowe doświadczenie. Każdego dnia poznaję cudownych ludzi z którymi nawiązuję szczere i długotrwałe znajomości. Oni dają mi mnóstwo energii. Wiele się od nich uczę. Mam również okazje aby przebywać w miejscach, o których inni mogą tylko pomarzyć – zauważa nasza rozmówczyni. Paulina zdaje sobie sprawę że kariera modelki nie trwa wiecznie. Z myślą o swojej przyszłości, w przyszłym roku dwudziestolatka zamierza pójść na studia. – Wiele miesięcy spędzam poza swoim rodzinnym domem. Gdy mam gorsze dni, chciałabym to wszystko rzucić i wrócić do Białej, do rodziny. Wtedy moja mama przypomina mi, że szansę od losu dostałam tylko jedną – kończy swoją opowieść bialczanka.