Bolesław Szulej, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury przypuszcza, że korzeni zwyczaju należy szukać w XIX wieku. – Najstarsi mieszkańcy Sławatycz twierdzą, że za brodaczy przebierali się ich dziadkowie. Zależy nam, aby tradycja, prawdopodobnie jedyna taka na świecie, nie umarła. Dlatego od kilku lat organizujemy konkurs na najładniejsze przebranie brodacza – podkreśla Szulej. Z brodaczami trudno porozmawiać, bo nikt nie może się dowiedzieć, kto kryje się za fantazyjną maską. Chętniejsi do dialogu są mieszkańcy Sławatycz, którzy licznie przypatrują się grupie kilkudziesięciu przebierańców. Dariusz Hasiuk przyznaje, że przygotowanie stroju zajmuje kilka miesięcy. – To mozolna praca, szczególnie kapelusze wykonywane z metalowej konstrukcji, do której doczepia się kilkaset kwiatków z bibuły. A kożuchy brodacze przekazują sobie z pokolenia na pokolenie – dodaje mieszkaniec Sławatycz. Nogi mają owinięte słomą, którą mocują sznurkami. W rękach trzymają kije. Określenie „brodacze” pochodzi od powłóczystych bród i wąsów z lnianego włókna, które symbolizują długie życie, dostojeństwo i doświadczenie. Brodacze żegnają stary rok i kolędują. – Zebrane pieniądze przeznaczają na cele społeczne, np. zakup samochodu strażackiego, czy organów kościelnych. 31 grudnia grupa kilkudziesięciu brodaczy spotyka się w kościele na mszy wieńczącej rok – informuje nas dyrektor GOK. Ponadto przebierańcy podrzucają panny na kijach, czyli „biorą je na hocki”. – Istnieje przekonanie, że dziewczynom, które złapią, będzie się dobrze wiodło. Kiedy ja się przebierałem, panny uciekały od brodaczy. Teraz jest spokojniej – zauważa Arkadiusz Czekier. Bolesław Szulej dąży do tego, aby brodacze znaleźli się na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO. Bo taki wyjątkowy zwyczaj warto pielęgnować.