Buta i ignorancja urzędników ZGL

Po ponadgodzinnym oczekiwaniu z panią Zofią na mrozie i wietrze udało nam się porozmawiać z prezesem ZGL, Mieczysławem Rutą. Prezes tłumaczył, że budynek jest do wyburzenia i zostały zamknięte tylko drzwi do budynku, a nie do mieszkania, w którym – jak twierdził – nikt nie mieszka. Po kilkuminutowej rozmowie telefonicznej prezes zapewnił jednak, że za chwilę klucze do budynku zostaną dostarczone do pani Zofii. I rzeczywiście – już po kilku minutach na miejsce przybyła pracownica ZGL – z kluczami. Konieczne był również wezwanie ślusarza, bo drzwi zostały pozbawione klamki.   Pracownica wręczyła pani Zofii klucze i… klamkę, potrzebną do otworzenia drzwi. Od teraz pani Zofia, chcąc dostać się do budynku, będzie musiała mieć tę klamkę już zawsze przy sobie. Koniec końców sprawa doczekała się szczęśliwego finału, pozostają jednak pytania: dlaczego nie można było potraktować pani Zofii po prostu po ludzku i miast narażać na wystawanie na mrozie, zwyczajnie uprzedzić o zamknięciu budynku? Dlaczego dopiero po interwencji dziennikarzy starszej kobiecie pozwolono wejść do mieszkania, do którego wstępu nikt nie miał prawa jej zabronić? Czy ktoś wyjaśni ten zdumiewający przypadek urzędniczej ignorancji i buty?