Zaciemnianie miasta

 

Mam świadomość, że decyzja o wyłączeniu latarni nie przysporzy mi popularności. Zwłaszcza w XXI wieku, kiedy mieszkańcy przyzwyczaili się do pewnego komfortu życia. Niemniej jednak stan budżetu zmusza mnie do takich kroków. Wydaliśmy sporo na odśnieżanie i remonty dróg po długiej zimie. Nie zamierzam oszczędzać na oświacie, kulturze, pomocy społecznej ani na czystości miasta. W związku z tym, że art. 243 ustawy o finansach publicznych nie zezwala samorządom na podejmowanie wydatków ponad poziom dochodów, uznałem, że wyłączenie świateł po godz. 23 jest najmniej dokuczliwym rozwiązaniem. Na pocieszenie dodam, że inne samorządy w Polsce borykają się z podobnymi dylematami.

W grę wchodzi jednak kwestia bezpieczeństwa mieszkańców…

Nie oszukujmy się – po godz. 23 miasto jest prawie opustoszałe. Nie mówmy, że mamy do czynienia z powszechnym zagrożeniem dla ludzi. Jeżeli zdarza mi się o tej porze jechać samochodem, to widzę puste ulice. Poza tym ten zabieg nie sprawi, że miasto zaoszczędzi i w ten sposób się wzbogaci. To kwestia zbilansowania wydatków – tak jak w sklepie, mogę kupić albo bułkę, albo masło. Wybieram to, co najmniej boli. Wierzę, że damy radę.

W lipcu czeka nas rewolucja śmieciowa…

Stawka za wywóz śmieci uchwalona przez radnych jest co najmniej o połowę za niska. Miasto zapłaci za krótkowzroczność radnych. Jeżeli w przeciągu kilku miesięcy nie znajdziemy alternatywnych źródeł finansowania systemu gospodarki wywozu śmieci, czekają nas kolejne restrykcje. Nie wiem jeszcze jakie, ale wiem, że brakuje 1,5 mln zł. Na razie nie możemy pozwolić sobie na nowelizację tej uchwały, bo dostarczyliśmy już mieszkańcom stosowne deklaracje. Odpowiednim momentem na zmianę stawki będzie koniec roku. Wyższe opłaty będą konieczne, miasto nie powinno dopłacać do sytemu śmieciowego.

Panie Prezydencie, czy aby uzdrowić miejskie finanse, zdecyduje się Pan na prywatyzację mienia miejskiego?

Samorządy chwytają się różnych rozwiązań i czasami czynią głupstwa. Nie jestem zwolennikiem bilansowania wydatków za wszelką cenę. Nie zamierzam prywatyzować spółek komunalnych, które świadczą usługi monopolistyczne, dostarczając ludziom wodę czy energię cieplną. Pozbyłbym się nie tylko majątku, ale przede wszystkim rynku. Rynku, który jest bezcenny. Siłą spółek komunalnych jest pewny nabywca. Uważam za wysoce nieodpowiedzialne sprzedawanie takiego majątku. Sposobem na uzdrawianie finansów jest natomiast próba zwiększania dochodów miasta. Mam nadzieję, że kolejny rok będzie czasem wychodzenia z kryzysu. Liczę, że nastąpią zmiany w oświacie, sektorze, w którym wydajemy sporo i nie mamy na to wpływu. Oby władza centralna w porę się opamiętała, bo nie rozpieszcza nas ostatnimi laty.

Wypowiedział Pan spółce Biała Airport umowę dzierżawy terenu lotniska. Firma zalega z opłatami m.in. za czynsz. Spółka nie płaciła również podatku od nieruchomości, który wynosił 250 tys. zł miesięcznie. Czy jest szansa, że miasto odzyska przynajmniej część tych pieniędzy?

Powodem wypowiedzenia umowy był brak przesłanek, że firma uruchomi w Białej lotnisko cargo. Bierne administrowanie terenem niczemu nie służyło. Minął też 3-letni okres dzierżawy, który był warunkiem na uruchomienie lotniska. Byłem w stanie zrozumieć fakt, że spółka nie płaciła podatku, bo obciążanie spółki inwestorskiej tak wysoką kwotą jest błędem ustawowym, który nie zachęca inwestora do dzierżawy tego terenu. Według mojego rozeznania szans na odzyskanie tych pieniędzy nie ma i nigdy takich nadziei nie miałem. Wierzyłem jedynie, że gdy powstanie lotnisko, to jako samorząd wejdziemy do spółki ze swoimi udziałami. Tymczasem spółka nie przynosi żadnych dochodów. Do inwestycji lotniskowych mam jednak wiele pokory, być może przy lepszej koniunkturze w końcu powstanie u nas lotnisko cargo. To jest proces. Miasto nie zamyka drogi biznesmenom.

Kilka miesięcy temu minęła połowa pańskiej kadencji, czy już teraz myśli Pan o starcie w kolejnych wyborach?

To pytanie ciągle jest otwarte. Na pewno trudno rządzi się miastem w dobie kryzysu. Jestem obciążany odpowiedzialnością za wszelkie niepowodzenia, które spotykają ludzi. A one przecież dzieją się z różnych powodów, nierzadko w wyniku decyzji władz centralnych. Ale do parlamentu daleko, bliżej jest podejść do Czapskiego. Nie jestem przyspawany do tego stanowiska, niemniej jednak nie czuję się wypalony. Znam się na tym, co robię. Poświęcenie na rzecz miasta traktuję jak misję. Martwi mnie jedynie obecna niemerytoryczna koalicja w Radzie Miasta która zawiązała się przeciwko mojej osobie. A wracając do pytania o starcie w wyborach – odpowiem Pani za rok.

Ewelina Burda

Wywiad autoryzowany