Ponieważ wszyscy siedzimy na oryginalnych „tronach” autorstwa pana Jana, pytam: Dlaczego akurat krzesła? – Krzesło łączy ludzi, jak teraz, siedzimy i rozmawiamy – odpowiada bialski artysta. Oryginalne siedziska zaczął tworzyć w latach 90. Od tamtej pory wykonał ich ponad dwieście. Organiczne formy krzeseł, to celowy zabieg. – Natura samoistnie narzuca gałęziom i konarom konkretne kształty – wyjaśnia nasz rozmówca. – Zanim mąż zacznie rzeźbić, drewno trzeba dwa lata sezonować – dodaje małżonka. Para żartuje, że mają w domu kilkadziesiąt krzeseł, ale stołów prawie wcale. Zanim pan Jan poświęcił się wytwarzaniu siedzisk, przez lata rzeźbił i malował. – A w młodości trenowałem kolarstwo, brałem nawet udział w ogólnopolskich wyścigach ze Stanisławem Szozdą, Ryszardem Szurkowskim czy Tadeuszem Mytnikiem – wspomina. – Mąż miał wystawy krzeseł na Zamku Ujazdowskim w Warszawie i w galerii „Opera” przy Teatrze Wielkim. W Białej Podlaskiej jego prace można było zobaczyć w galerii „Ulica Krzywa”, a obecnie są w klubie kultury Scena – wylicza pani Beata. Kiedy niepowtarzalne siedziska były prezentowane w stolicy, zachwyciła się nimi Justyna Steczkowska, która od razu zakupiła jeden egzemplarz. – Każdy obiekt jest inny – podkreśla artysta. Jan i Beata przekonują, że oprócz walorów estetycznych siedziska są stabilne i wytrzymałe – wykonane z drzewa dębowego lub wierzbowego. Nadchodzi czerwiec – wtedy twórca zaszywa się w warsztacie. Oprócz krzeseł zamierza również powrócić do malarstwa. Dopinguje go żona. Przygarnięty z ulicy pies też macha ogonem. Każda kolejna minuta rozmowy odsłania nowe wątki z ich życia. Pan Jan pokazuje mi drzewo genealogiczne rodziny, której korzenie sięgają XVII wieku. – Mąż jest ciekawym człowiekiem – mówi na odchodne pani Beata. Nie mam co do tego wątpliwości – pomyślałam, wstając z „tronu” i opuszczając zaczarowany świat Kokorzyckich.