Dwadzieścia pięć lat dobrowolnie za kratami

W więzieniu wakował etat wychowawcy, zarobki dwukrotnie wyższe. Wahałem się czy pracę podjąć w Zamościu, czy w rodzinnym mieście żony – Białej Podlaskiej .Wspólnie zdecydowaliśmy, że będzie to Biała i tego nie żałuję. Przez wiele lat prowadziłem bibliotekę, radiowęzeł, organizowałem więźniom czas wolny.

 

Wykonując służbę zaskarbił pan sobie uznanie mieszkańców miasta i szacunek więźniów. Jaka jest recepta na sukces w takiej branży, jak pańska?

Naczelnikiem bialskiego ZK zostałem 1 września 1990 r. Miałem tylko trzydzieści cztery lata i wyzwania mnie pociągały. Lata pracy z więźniami pozwoliły na ustabilizowanie sytuacji na tym odcinku, gorzej było z kadrą. W jednym czasie odeszli na renty bądź emerytury prawie wszyscy kierownicy działów. Znalazło się jednak kilku odważnych, którzy zdecydowali się mnie wesprzeć. Jak pozytywiści zaczęliśmy pracę od podstaw. Fundamentem była uczciwość wobec siebie i więźniów. Przejrzyste zasady funkcjonowania instytucji oraz otwartość na nowe trendy w więziennictwie. Starałem się być przewidywalny i umiejętnie zachęcać zespół, by współuczestniczył w osiąganiu celów przeze mnie podsuwanych. Ten styl zarządzania nas skonsolidował.

Wśród projektów, które pod pana kierownictwem realizowano w bialskim ZK, było m.in. stworzenie klubu sportowego. To ewenement na skalę krajową.

Praca w więzieniu jest stresująca, dlatego ważne jest, by mieć jakieś hobby – inny świat. Zawsze lubiłem gry zespołowe. W Białej łatwo było zgromadzić ludzi, którzy jak ja i kilku moich najbliższych kolegów, chcieli grać w siatkówkę. W latach 90-tych jako amatorski zespół, Zakład Karny uczestniczył w turniejach organizowanych przez Wojewódzkie Zrzeszenie Ludowych Zespołów Sportowych. Obecnie kolejny raz gramy o II ligę. Jesteśmy aktualnym Mistrzem Polski Służby Więziennej oraz Wicemistrzami Polski Formacji Mundurowych – oczywiście w siatkówce.

Jak pan wspomina te lata pracy w Białej Podlaskiej?

Sentyment do bialskich więziennych murów i wszystkich osób stamtąd czuję ogromny. Najlepsze lata oddałem bialskiemu więzieniu. To prawie całe moje dorosłe życie. Moja rodzina żyła więziennym życiem przez 30 lat. Sukcesy i porażki w zawodzie zawsze przenosiły się na domową atmosferę, ale praca z ludźmi uskrzydla, dlatego udało się nam być trochę ponad to smutne i monotonne więzienne życie. Potrafiliśmy się cieszyć z rzeczy drobnych, nie panikowaliśmy też w sytuacjach trudnych, a było ich sporo.

Które zdarzenie najmocniej utkwiło panu w pamięci?

Traumatyczne były dwie próby ucieczki z bialskiego więzienia, jakich doświadczyłem. Pierwsza omal nie zakończyła się powodzeniem. Po wypiłowaniu krat w oknie na parterze w celi nr 36, na zewnątrz budynku penitencjarnego wyszli dwaj tymczasowo aresztowani i ukryli się w piwnicach administracji. Były to osoby przygotowujące szlak ucieczki groźnemu przestępcy sądzonemu za brutalne rozboje. Siedział z nimi w celi i czekał na wypiłowanie krat. Był środek nocy, padał deszcz i czuwał chyba tylko pies, który szczekaniem zmobilizował strażników do reakcji. Uciekinierzy zostali ujęci na terenie więzienia. Inna sytuacja miała miejsce kilka lat później. Milicjant z Białorusi, który dorabiał przeprowadzając nielegalnie obcokrajowców przez granicę, ubiegał się o przerwę w wykonaniu kary. Posiedzenie sądu odbywało się na terenie więzienia. W pewnym momencie – wykorzystując nieuwagę konwojenta – więzień wyszedł z budynku i pokonał mur. Zbieg został ujęty dzięki informacji od dzieci, które wskazały kierunek ucieczki. Od tej chwili wiem, że bialskie społeczeństwo ufa tej służbie i rozumie sens jej powołania.

Jakie są pana dalsze plany i jak pan widzi funkcjonowanie bialskiego ZK po pana odejściu?

Na razie poznaję specyfikę Aresztu Śledczego w Lublinie, to duża jednostka. Mam kilka pomysłów, które chciałbym zrealizować. Jestem przekonany, że w Białej Podlaskiej mamy dziś kadrę, która nie boi się wyzwań. Z dyrektorem Leszkiem Wojciechowskim na czele wiedzą wszystko o moich sukcesach, a także o tym, jakie błędy popełniłem i jak wychodziliśmy wspólnie z opresji. To doświadczeni ludzie, niemal wszystkich osobiście przyjmowałem do pracy. I dlatego wiem, że będzie dobrze.