Z pomocą najbiedniejszym

choć chciałoby się stwierdzić, że zwyczajna – postawa? – Po prostu w przeszłości sami doświadczyliśmy ludzkiej życzliwości i wiemy, że nikt w potrzebie nie powinien pozostać sam. Teraz spłacamy „dług” – mówi Mirosław. Małżonkowie poświęcają czas, a nierzadko też pieniądze. Przekonują, że mogą sobie na to pozwolić. Społecznicy i aktywiści, którzy kiedyś wiele lat przepracowali za granicą. Poznali różne światy. – Wywodzę się z biednej rodziny, te realia nie są mi obce – wyjaśnia Mirosław, który znany jest w Międzyrzecu ze sportowego zamiłowania, prowadzi m.in. zajęcia w klubie piłkarskim. Kilka tygodni temu wspólnie z żoną postanowili zrobić użytek z rzeczy, które zgromadzili po porządkach. – Syn szybko wyrasta z ubrań, bez trudu uzbieraliśmy kilka toreb – opowiada Golec. Skontaktowali się z urzędem miasta i uzyskali wsparcie dla pomysłu. – Dzięki temu nieodpłatnie korzystamy z dwóch pomieszczeń, przy ul. Zarówie, gdzie magazynujemy odzież, a przy ul. Jelnickiej gromadzimy większe przedmioty, np. meble – wyjaśnia społecznik. Ewa dodaje, że już pierwszego dnia dostali z MOPS listę 30 rodzin, w których brakuje podstawowych rzeczy. Na początku pytali znajomych, czy chcą pozbyć się nieużywanych sprzętów, teraz dzięki poczcie „pantoflowej” zgłaszają się do nich ludzie, którzy wręcz proszą, by przyjąć od nich dary. – Trafiają do nas rzeczy użyteczne, sprawne i czyste – zaznacza Ewa. Odzew jest ogromny, a zapotrzebowanie na pomoc coraz większe. W poniedziałki i piątki, kiedy otwierają pomieszczenia z magazynowanymi przedmiotami, momentalnie znika wszystko. – To, czego doświadczamy, odzwierciedla, w jakim ubóstwie żyją ludzie obok nas. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, bo o tym się nie mówi. A ludzie też krępują się takich sytuacji – przypuszczają Golcowie. Np. rodzina z czwórką dzieci – nie mają pralki. Ubrania piorą dzięki uprzejmości sąsiadów. Od Golców dostali „Franię”. Inny przypadek – samotna matka z niepełnosprawnym synkiem, chłopak w ogóle się nie porusza. Dostała chlebak i filiżanki. Żeby pani widziała jej radość – mówi Ewa. Do punktu przy ul. Zarówie przyszedł też ojciec dwójki dzieci, nie miał w co ubrać dzieci. – W jeden dzień zorganizowaliśmy zbiórkę. Dostał worek ciuchów – wspominają Ewa i Mirosław. Pomogli też schorowanemu staruszkowi. – Mężczyzna całą rentę wydaje na leki, chodził boso. Zapewniliśmy mu buty. Niekiedy Golcowie sięgają też do swoich kieszeni. Tak było, gdy zobaczyli kilkuletniego chłopca ze smutkiem w oczach, ubranego w dziewczęce legginsy i za duży sweter. – Okazało się, że jego – i rodzeństwa – mama nie umiała określić wzrostu maluchów. Powiedziałam, by wzięła ubrania do przymierzenia, wyprała je, a jak będą za małe, to je odda. Spytała tylko – „to kiedy mam uprać – przed czy po przymierzeniu” – wspomina Ewa. – Po wakacjach ruszamy ze stowarzyszeniem, w ramach którego będziemy pomagać potrzebującym kompleksowo, m.in. poprzez kontakt z psychologiem, przedstawicielem urzędu pracy, itp. A na końcu stworzymy spółdzielnię socjalną – rozmarzają się społecznicy. Wszyscy, którzy chcą pomóc innym lub sami potrzebują pomocy, mogą skontaktować się z Mirosławem i Ewą telefonicznie, pod nr 510784350 lub 518594610. Bo przecież nikt w potrzebie nie powinien być sam, prawda?