19 czerwca spotkałam się z kilkuosobową grupą potomków Olędrów. Miejsce nieprzypadkowe – Mościce Dolne. To tutaj w 1617 roku pierwsi osadnicy z rodu Selent zakładali kolonie. – Pierwotnie była to prześladowana na tle religijnym ludność napływowa z Fryzji, Niderlandów i Flandrii, najczęściej wyznania mennonickiego. Posiadali umiejętność melioracji i reprezentowali wysoką kulturę rolną. Byli osiedlani na tzw. prawie holenderskim i od tego terminu wywodzi się nazwa „Olędrzy” – wyjaśnia Antoni Chorąży, mieszkaniec Mościc Dolnych, a zarazem potomek Olędrów, który od lat współpracuje z niemieckim stowarzyszeniem „Bugholendry”. Wspomniane prawo holenderskie dawało osadnikom wolność osobistą, wieczystą dzierżawę gruntów oraz możliwość przekazania ich spadkobiercom. Siegfried Ludwig na stałe mieszka w Saksonii. Nadbużańskie tereny odwiedza od 2007 roku, za każdym razem zabierając ze sobą innego potomka Olędrów. – W Sławatyczach i Domaczewie mieszkali moi rodzice, dziadkowie i wcześniejsze pokolenia. Kiedy tu jestem, czuję radość, tutaj jest moja historia i moje serce. I tylko tutaj tak smakują pierogi, barszcz i kapusta – wychwala Siegfried. Rozmawiam również z Therese Selent osiadłą w Bawarii. W tym roku przyjechała do Polski po raz pierwszy… po ponad siedemdziesięciu latach. – Urodziłam się w Mościcach, gdzie przebywałam z rodzicami do piątego roku życia. Mój mąż również jest Olędrem. Chociaż w Niemczech zbudowaliśmy drugie życie, zawsze pamiętamy, skąd się wywodzimy – podkreśla Therese. Kiedy nastała II wojna światowa, Olędrów, jako ludność o obcych korzeniach narodowościowych, przesiedlano na Wielkopolskę, skąd później trafi ali do obozów pracy w Niemczech. Inni byli wywożeni na Syberię. – Cechuje nas pracowitość, gościnność i prawość. Dzięki temu naszym rodzicom udało się zbudować wszystko od nowa w Niemczech – przekonuje Siegfried. Specjalnością nadbużańskich Olędrów była hodowla i przetwórstwo mleka. Innym zajęciem osadników była pielęgnacja drzew owocowych. – W Niemczech członkowie stowarzyszenia działają prężnie. Odwiedzam ziemie przodków, bo jest we mnie wielka tęsknota – przyznaje mieszkaniec Bad Düben w Saksonii. Chorąży dodaje, że rokrocznie pomaga grupom z Niemiec, które szukają swoich korzeni. Pan Antoni zaadaptował kilka budynków na swojej działce, aranżując w nich minimuzea wypełnione olęderską historią. – Zależy nam, by w 2017 roku odpowiednio uczcić 400-letnią rocznicę założenia pierwszych olęderskich kolonii nad Bugiem. Do tego potrzeba polsko-niemieckiej współpracy – mówi z nadzieją Therese. Dotychczasowe działania zdają się potwierdzać, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.