turystów z całego kraju. Przy wjeździe do Okuninki, którą odwiedziłam w niedzielne południe, tradycyjnie przywitał mnie drewniany krokodyl, który przed kilkoma laty urósł do miana symbolu tego miejsca. Piękna, słoneczna pogoda w pierwszy weekend wakacji nie przyciągnęła jeszcze tłumów turystów, bez problemu więc znalazłam miejsce na dozorowanym parkingu. Pozostawienie samochodu od rana do 18.00, to koszt 10 zł. Na deptaku wiele ośrodków i domów opatrzonych napisem “wolne pokoje”. Różnorodność barów, restauracji, lodziarni i salonów gier przysparza o zawrót głowy. Jeżeli ktoś przyjechał tu nieprzygotowany do wypoczynku, na ulicznych stoiskach i straganach znajdzie wszystko, co niezbędne – od plażowych akcesoriów poprzez kąpielowe stroje na dziecięcym asortymencie skończywszy. Rodzice przyjeżdżający tu z dziećmi muszą mocno trzymać się za portfel. Uzbrojona w ręcznik, okulary przeciwsłoneczne i olejek do opalania udałam się na plażę. Po drodze nie minęła mnie grupka głośno zachowujących się i przeklinających młodych ludzi, wszyscy z piwem w ręku. Dziesięć metrów obok podobny obrazek, a jeszcze kawałek dalej głośna „impreza” alkoholowa przy otwartym bagażniku. Nie zniechęcona dotarłam do jeziora, gdzie było nieco spokojniej, choć i tu nie brakowało młodych i starszych osób zaopatrzonych w duże ilości piwa, spacerujących częstokroć w towarzystwie małych, a nawet bardzo małych dzieci. Piwoszy nie brakowało także na molo – a policjanta ani widu ani słychu. Co ciekawe, w trakcie kilkugodzinnego pobyt nad Jeziorem Białym nie natrafiałam na ani jednego funkcjonariusza. Zapytany przeze mnie ratownik WOPR-u o zachowanie tegorocznych turystów odpowiedział krótko: – Sama pani widzi – i znacząco pokręcił głową. – W przyszłym tygodniu przy takiej pogodzie nie będzie gdzie ręcznika położyć. A policja? Przyjeżdża tylko na wezwanie. Tak było np. w sobotę, gdy kilku chłopaków piło mocniejsze trunki na molo, z kolei dzisiaj interweniowali przy bójce dwóch chłopaków – informuje mnie Krzesimir Dąbski z WOPR. Ratowników jest trzech i stacjonują od 10.00 do 18.00. Niestety tylko na głównym molo. Wiadomo – pieniądze, a raczej ich brak. – Gmina oszczędza tak jak wszyscy, ale za kilka dni będziemy mieć do pomocy stażystów, którzy przyjadą się tutaj uczyć – dodaje z nadzieją w głosie Krzesimir Dąbski. Pomijając szwankujący poziom bezpieczeństwa i ujemne ogólne wrażenie wywołane dużą liczbą młodych ludzi popijających alkohol w miejscach publicznych Jezioro Białe może zaoferować sporo różnych atrakcji. Z pewnością każdy – oczywiście, jeśli nie lubi ciszy, bo jej miłośnicy nie maja tu czego szukać – znajdzie tu coś dla siebie. Najmłodszym może przypaść do gustu wesołe miasteczko i kule, w których można przemieszczać się po wodzie (10 zł za 10 min atrakcji.). Możemy też udać się w rejs statkiem wikingów w cenie 15 zł dla dorosłych i 10 zł dla dzieci do lat 10. Dla miłośników sportów ekstremalnych przedsiębiorstwo z Lublina przygotowało flyboard, czyli wynalazek mistrza świata w Jet-Ski Franky’ego Zapaty, który stworzył jedyne w swoim rodzaju urządzenie dające możliwość swobodnego latania nad wodą, pływania pod powierzchnią z ekstremalnymi prędkościami czy też efektownych akrobacji w powietrzu. W trakcie kilku godzin pobytu nad Jeziorem Białym widziałam kilku śmiałków, którzy skorzystali z tego „hitu sezonu” i mogę zapewnić, że opanowanie techniki jego obsługi jest równie trudne, co kosztowne. Amatorzy „latania nad wodą” muszą przygotować 150 zł za 10 minut lotu nad wodą. Dużo to, czy mało – zależy od punktu widzenia, ale ci, którzy spróbowali, zapewniali, że warto: emocje i niezapomniane wrażenia podobno gwarantowane.