Pół wieku ze studentami

– wspomina pani Danuta. Przez pierwszy rok działalności placówka funkcjonowała jako filia UMCS. Dopiero później przekształcono ją w filię AWF. – Kształciliśmy przede wszystkim nauczycieli wychowania fizycznego. Początkowo studiowało niewiele ponad 100 osób, ale nawet wtedy o jedno miejsce na uczelni starało się pięciu kandydatów – wspomina nasza rozmówczyni.

 

Danuta Nałęcka kierowała Zakładem Turystyki i Rekreacji. Po doktoryzacji, wraz z awansem naukowym, w parze szły kolejne funkcje na AWF. – Byłam wykładowcą, docentem, kierownikiem studiów zaocznych, prodziekanem. A najważniejsze, że przez te pięćdziesiąt pięć lat – bo przez dziesięć lat już na emeryturze wykładałam jeszcze na PSW im. Papieża Jana Pawła II – miałam bliski kontakt z młodymi ludźmi – opowiada. W pierwszych latach funkcjonowania AWF w akademikach mieszkali nie tylko studenci. – Także pracownicy, którzy nie mieli swoich mieszkań w Białej. Tworzyliśmy jedną rodzinę. Atmosfera była familijna, bo znaliśmy naszych studentów, a oni wiedzieli, że mogą liczyć na nasze wsparcie, nikt nie był anonimowy – zaznacza pani Danuta. Ważnym elementem kształcenia były obozy, na które studenci wyjeżdżali kilka razy w roku. – Trwały przynajmniej po dwa tygodnie. Organizowaliśmy obozy wędrowne, rowerowe, kajakowe. Jeździliśmy do Pisza na Mazury, ale również do Zieleńca na narty – opowiada pani Danuta. Uczelnia dbała również o rekreację mieszkańców Białej. – Powszechne stały się tzw. czwartki sportowe, podczas których zbieraliśmy chętnych i aranżowaliśmy im czas na sportowo. Utrzymywaliśmy kontakt z osiedlami, bo prowadziliśmy badania terenowe. Ponadto w tamtych czasach każda spółdzielnia mieszkaniowa miała na etacie osobę odpowiedzialną za kulturę fizyczną – podkreśla Nałęcka. Przez lata pracy pani Danuty jedno nie uległo zmianie – pomysłowość studentów. – Pamiętam fanatyka koni, który wjechał na nim do akademika. Życie towarzyskie kwitło. Po 22 chłopcy nie mogli przebywać na piętrze u dziewczyn. Kiedy były kontrole, studenci potrafi li zwisać z parapetu na zewnątrz. Mam w głowie wiele anegdot, bo prowadziłam ze studentami kabaret – opowiada wieloletnia nauczycielka akademicka.

Zakład, którym kierowała nasza rozmówczyni, wprowadził do bialskich zakładów pracy tzw. dziesięciominutówki. – Czyli ćwiczenia odprężające zapobiegające zmęczeniu. Studenci najpierw szkolili demonstrantów, a później już tylko ich nadzorowali. Ćwiczenia opierały się na regulacji oddechu. I naukowo dowiedziono, że były naprawdę skuteczne – przekonuje Nałęcka. Co ciekawe, dziesięciominutówkom towarzyszył podkład muzyczny puszczany z radiowęzła. Takie praktyki stosowano m.in. w Biawenie, Fabryce Mebli czy Zakładach Mechaniki Precyzyjnej. Po 1990 roku ta forma rekreacji upadła."Obecnie,

Pani Danuta nie pracuje od trzech lat, ale nadal jest związana z uczelnią, udziela się na Uniwersytecie Trzeciego Wieku przy PSW. – Uczestniczę w różnych zajęciach, m.in. z innymi uczestnikami uprawiamy nordic walking – mówi nam emerytowana nauczycielka. Oby każdy w wieku pani Danuty mógł pochwalić się taką sprawnością!