który 3 sierpnia wylądował w indyjskiej Kalkucie, a stamtąd po dwóch dniach podróży pociągiem i autobusem dotarł do Nepalu. – To moja pierwsza tego typu wyprawa w ramach Jezuickiego Wolontariatu Społecznego. Przygotowywałem się do niej przez cały rok. Wraz z innymi ochotnikami uczestniczyłem w spotkaniach informacyjnych, integracyjnych i roboczych, które odbywały się w ośrodkach jezuickich w całej Polsce – opowiada międzyrzeczanin. Nasz rozmówca przyznaje, że nigdy wcześniej nie był w Azji. – Podróżowanie połączone z wolontariatem ma głęboki sens, oczywiście poza walorami turystycznymi. Zanim wyruszyliśmy do Nepalu, sami musieliśmy zebrać środki, zarówno na przelot, jak i na projekt, który tutaj realizujemy – podkreśla strażak z Międzyrzeca. W Deonii i w innych nepalskich miasteczkach dzieci często pozbawione są szans na godne życie i edukację w odpowiednich warunkach. – Bieda powoduje, że nieletnich wykorzystuje się do ciężkiej pracy, dlatego budowa placówki edukacyjnej może w istotny sposób przyczynić się do poprawy sytuacji życiowej społeczności lokalnej – zaznacza Karol. Co ciekawe, pomimo ubóstwa Nepalczycy wydają się ludźmi szczęśliwymi. – Zarabiają ok. jednego dolara dziennie, ale tak naprawdę niewiele im trzeba do życia. Wszystko płynie tu wolniej, ludzie są otwarci, mają czas na rozmowę i serdeczny uśmiech. Przy okazji zakupów w sklepie w dobrym tonie jest pogawędka ze sprzedawcą – opowiada wolontariusz. Polska grupa wzbudza niemałe zainteresowanie. – Widok białego człowieka jest dla Nepalczyków czymś niecodziennym. Są jednak wyrozumiali i przyjaźnie nastawieni. Najwięcej pytań mają do nas dzieci, których jest tutaj mnóstwo, bo w tym azjatyckim kraju przyrost naturalny robi wrażenie. One znają język angielski, więc kiedy mają okazję, bez oporów nas zagadują – przyznaje międzyrzeczanin. Wolontariusze pojechali jednak do Nepalu po to, aby pracować. – Wstajemy bladym świtem i jedziemy szkolnym autobusem do naszego miejsca budowy. Wypadło nam kilka dni z powodu miejscowych strajków i obfitych deszczy. Chwilowe tzw. monsunowe opady zdarzają się tu w zasadzie codziennie. Po całym dniu pracy przy dużej wilgotności i na pełnym słońcu padamy ze zmęczenia – nie ukrywa nasz rozmówca. Dodajmy, że w grupie wolontariuszy są również dziewczyny. Natomiast w Nepalu pracują głównie mężczyźni, kobiety czasami zatrudniają się na polu przy plantacjach herbaty lub ryżu. – Pomimo tego, że nie wiedzą, gdzie leży Polska, bardzo chętnie zabierają nas na „stopa”. Jechaliśmy już na naszą budowę na przyczepie ciągnika i na dachu autobusu – śmieje się wolontariusz. Nepalska kultura w znacznej mierze wynika z religii, a tymi dominującymi są hinduizm i buddyzm. Chrześcijanie stanowią tylko 2 proc. mieszkańców Nepalu. – Wszędzie pełno jest tutaj obrazków różnych bóstw. A święte krowy również nie są mitem. Na krowę nikt nawet nie krzyknie. Nieważne, czy taka krowa stanie, czy położy się i utnie sobie drzemkę na środku ruchliwego skrzyżowania w centrum miasta. Wszyscy będą ją grzecznie omijać. To samo dotyczy stada krów na drogach. Samochody czy riksze zatrzymają się i będą cierpliwie czekać, aż krowy raczą łaskawie opuścić szosę – opowiada Karol. Po skończeniu budowy placówki edukacyjnej grupa polskich wolontariuszy wybiera się w drogę po Nepalu i Indiach. – Po powrocie do Polski zamierzam podzielić się swoim doświadczeniem nie tylko ze strażakami, bo o wolontariacie warto mówić – podsumowuje mieszkaniec Międzyrzeca Podlaskiego.