Rozrzucone na mapie wsie, zapomniane przez Boga i ludzi, gdzie nie dociera komunikacja publiczna, na nieutwardzonych drogach grzęzną karetki pogotowia, brakuje wodociągów, kanalizacji, nie ma Internetu, a jedyną zdobyczą cywilizacji jest dopływ energii elektrycznej… Taki jest prawdziwy obraz podlaskiej wsi, nic nie mający wspólnego z sielankową enklawą spokoju i dostatku, jaką rysują nam telewizyjne seriale.
W najgorszym położeniu znajdują się dzieci
Są niedożywione, choć w mniejszym stopniu niż dzieci z miast, obciążane obowiązkami, mające utrudniony dostęp do wiedzy, kultury, źródeł informacji i sportu. Na wsiach dramatycznie brakuje przedszkoli. Według danych zgromadzonych przez Fundację Rozwoju Dzieci im. J. A. Komeńskiego edukacją przedszkolną w Polsce objętych jest jedynie około 13 proc. dzieci ze wsi. W Europie do przedszkoli chodzi średnio 80 proc. Zaniedbania kształcenia i prawidłowego rozwoju od najmłodszych lat mają konsekwencje w latach późniejszych. Uczniowie ze wsi wypadają znacznie gorzej podczas egzaminów zewnętrznych.
W małej gminie Janów Podlaski, liczącej niewiele ponad 5,5 tys. mieszkańców, aż 174 dzieci uczęszczających do szkół i przedszkola korzysta z bezpłatnych posiłków, dla 655 dzieci wypłacane są zasiłki rodzinne, 169 dzieci otrzymało stypendia szkolne.
Na wsiach rodzi się coraz mniej dzieci, a to z kolei prowadzi do zamykania szkół. Najczęściej w gminie funkcjonuje jedna szkoła zbiorcza. Owszem, samorządy zorganizowały dojazdy dla uczniów, jednak fakt ten nie rozwiązuje wszystkich problemów. – Dzieci mieszkające w odległych wsiach muszą wstać z łóżek znacznie wcześniej, dotrzeć do punktu z którego zabiera bus, aby dojechać do szkoły na czas. Im młodsze dziecko, tym przybywa obaw i problemów – stwierdza Krystyna Chwedoruk, z gminy Konstantynów.
Najtrudniej jest zimą
Gdy kierowcy psioczą na zaśnieżone i śliskie główne drogi krajowe, wówczas rolnicy – aby wydostać się ze wsi lub umożliwić dotarcie dziecku do szkoły – muszą wcześnie rano własnym ciągnikiem i prowizorycznie skonstruowanym pługiem usunąć śnieg z drogi. Mimo tego, uczniowie zanim dotrą do szosy, często brną po pas w śniegu. – Dzieci wiejskie zawsze mają pod górkę. Nie mają okazji korzystania z pływalni, kina, wystaw muzealniczych, z koncertów, teatru. Muszą pracować znacznie więcej, aby zdać maturę i ukończyć studia – stwierdza Krystyna, matka czwórki dzieci.
Chłodno i głodno
Paradoksem jest, że niedożywienie ilościowe i jakościowe dotyka dzieci rolników, czyli producentów żywności. Zdecydowana większość gospodarstw, w szczególności tych posiadających niewielki areał, i nie prowadzących dodatkowej działalności gospodarczej, klepie biedę. Ubodzy rodzice to ubogie dzieci. – Znaczny procent uczniów potrzebuje wsparcia – stwierdza Anna Olejnik, dyrektor Szkoły Podstawowej w Sosnówce. Z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej otrzymują oni bezpłatne posiłki, stypendia i wyprawki szkolne. Staraniem dyrekcji placówki wszystkie dzieci korzystają z posiłków w szkole. Warto pamiętać, że wiejska placówka oprócz zadań edukacyjnych i wychowawczych często jest jedynym miejscem poznawania świata, gdzie można wypożyczyć książkę, skorzystać z Internetu, poznać sztukę, zagrać w piłkę. – Otaczamy ubogich uczniów opieką. Szkoła umożliwia im pomoc w nauce na zajęciach pozalekcyjnych. Poszukujemy sponsorów, staramy się o dofinansowywanie szkolnych wycieczek – mówi dyrektor Olejnik. Dla wielu uczniów szkolne wycieczki to jedyna okazja wyjazdu poza miejsce zamieszkania. Ubogie dzieci odwiedzają jedynie szkołę, kościół parafialny, lekarza i od czasu do czasu miasto powiatowe.
Potrzeba rozwiązań systemowych
Gminne Ośrodki Pomocy Społecznej usiłują wspierać dzieci z rodzin ubogich, przewlekle chore i niepełnosprawne. W końcu ubiegłego roku przeprowadzały kolejną edycję akcji „Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę”. – Łącznie udało się zebrać 762 kg darów – artykułów szkolnych, zabawek i słodyczy. Te dary serca trafi ą do najmłodszych i najbardziej potrzebujących mieszkańców gminy – mówi Ewa Koszołko, kierownik GOPS w Janowie Podlaskim. Same gminy nie rozwiążą jednak wszystkich bolączek. Konieczne są rozwiązania systemowe, aby poprawić warunki życia najmłodszych mieszkańców wsi, ale szans na to nie widać.
Co trzecie polskie dziecko rodzi się w biedzie
Poniedziałkowe media – powołując się na dane zawarte w raporcie GUS – przyniosły zatrważający obraz warunków życia polskich rodzin, polskich dzieci. To jest ten prawdziwy obraz „osiągnięć” rządu PO- -PSL.
Mamy już ponad 2 milionową grupę żyjących w ubóstwie, mimo że ludzie ci pracują. Ponad pół miliona polskich dzieci nie dojada, ponieważ rodziców nie stać na zapewnienie im właściwej diety. Taka sama ich liczba nie ma podręczników i kompletnej wyprawki szkolnej. Rodziców – zwłaszcza wielodzietnych rodzin – nie stać, by przynajmniej kilka razy w tygodniu kupić potomstwu świeże owoce i warzywa, co jest powodem, że 80% polskich dzieci ma próchnicę. To chyba europejski rekord.
Ogółem, na 9-milionową grupę polskich dzieci i młodzieży w wieku do 24 lat, w niedostatku i biedzie żyje 1,4 miliona! To kompromitujący i haniebny odsetek, w sytuacji, gdy państwo polskie – podobno – wydaje na pomoc rodzinom 30 mld zł. Gdzie są te pieniądze, komu służą, czy nie przejada ich aby biurokracja?
GUS wskazuje, że w skrajnej nędzy (tzn. poniżej minimum 450-500 zł na osobę) żyje blisko 10 proc. rodzin wychowujących troje dzieci i aż 26,6 mających ich czworo lub więcej. Można więc powiedzieć, że wielodzietna rodzina jest przez polski rząd „karana” za posiadanie dzieci – dramatycznie złą sytuacją materialną.
Najniższe emerytury i renty – na poziomie 800 – 830 zł – są powodem, że pobierający je starsi ludzie albo przymierają głodem albo wykupują lekarstwa. Problem ubóstwa i wykluczenia był pomijany, a instytucje, które o nim alarmowały i apelowały o podjęcie zdecydowanych działań – np. SKOK-i – spotykały się z represjami ze strony najwyższych urzędników państwowych.
Janusz Szewczak
główny ekonomista skok