BYŁEM W WIĘZIENIU…

Od wielu lat o. Marek Strycharski skupia się na pracy z ludźmi, których los ciężko doświadczył, zniszczył moralnie i materialnie, zepchnął na margines. Niesie wsparcie zagubionym i bezsilnym, niepotrafiącym samodzielnie udźwignąć balastu życiowych doświadczeń. Pierwszym jego zetknięciem się z ludźmi ze społecznego autu była praca w Ośrodku Apostolstwa Trzeźwości w Zakroczymiu. Tam zetknął się ze skutkami alkoholizmu; z bolesnym upadkiem człowieka rozpaczliwie oczekującego na podanie ręki. – To doświadczenie było bardzo cenne. Obecnie inaczej patrzę na problemy ludzi, dostrzegam ich złożoność. Proszę spojrzeć ilu ludzi w centrum naszego miasta cierpi z powodu ubóstwa materialnego i duchowego. Ileż bólu jest w oczach młodych ludzi, którzy nie doznali miłości w swojej rodzinie – zastanawia się o. Marek.

Kraty zniewolenia

Od dwóch lat o. Marek prowadzi posługę duszpasterską w bialskim Zakładzie Karnym. A praca nad zniewolonym człowiekiem jest wielkim wyzwaniem. – „Byłem w więzieniu…” Jezus mówi nam, że utożsamia się z każdym człowiekiem znajdującym się w jakiejkolwiek formie zniewolenia – wyjaśnia kapelan o. Marek Strycharski. Tak często spotykane zniewolenie wewnętrzne, spadające na nas poprzez głupotę, nałogi, grzech, wygodnictwo, zaniechanie. Zniewolenie wewnętrzne najczęściej prowadzi do zniewolenia zewnętrznego: widzialnych krat. – Tak na to zagadnienie należy patrzeć w kontekście Słowa Bożego. Należy pomóc człowiekowi uwolnić się od grzechu, od złego, aby wyjść z innych form zniewolenia – stwierdza kapelan.

Odkrywanie dobra

W ostatnich miesiącach media przypuściły bezpardonowa szarżę na Kościół i księży. Niemalże każdego dnia czytaliśmy i słyszeliśmy o pedofilii wśród duchownych. – Taki atak zastosował Hitler wobec księży niemieckich, aby dojść do władzy i wprowadzić swoje rządy w latach trzydziestych ubiegłego wieku – zauważa kapelan. Nagonka skutkuje tym, że coraz więcej ludzi dystansuje się od kapłanów i głoszonych przez nich słów. Ojciec Marek odczuwa to również podczas pracy w więzieniu. Bardzo często młodzi ludzie przy pierwszych spotkaniach okazują ostrożność i powściągliwość. Dopiero po pewnym czasie sami rozpoczynają rozmowę, przychodzą na Mszę, przystępują do sakramentu pokuty. Mimo specyfiki więziennego środowiska, skazani nigdy w stosunku do kapelana nie odnieśli się wulgarnie i z wrogością. – Podczas wizyty kolędowej, tylko w jednej celi spotkałem się z odmową rozmowy – wspomina kapelan. Każdy z osadzonych to inna, najczęściej dramatyczna historia. Ci ludzie potrzebują rozmowy, zrozumienia, poświęcenia im uwagi. – Być z nimi, słuchać ich i głosić Chrystusa, a On daje łaski aby mogli stać się innymi, czyli lepszymi ludźmi – przekonuje kapelan. Jest niewielu złych ludzi, bardzo wielu zaś – pogubionych, którzy nie wierzą, że jest w nich dobro. Wydobyć je, to zadanie kapelana ZK.

Pociąg do nieba

Słyszymy często, iż praca resocjalizacyjna prowadzona w więzieniu jest bezowocna. Skazany po odbyciu kary powraca do swojego dawnego sposobu życia, a po jakimś czasie ponownie wraca za kratki. Ojciec Marek nie skreśla takich ludzi. Przyczyn ich kolejnego „upadku” upatruje w zdegradowanym środowisku rodzinnym i społecznym. Uważa, że przy powtórnym uwięzieniu człowiek ponownie potrzebuje wsparcia, potrzebuje nadziei – Boga. Zdarzają się również nawrócenia. Kapelan Marek pracował z 48-letnim osadzonym. Ten człowiek trafi ł za kratki z powodu pomówienia przez konkubinę. Targały nim emocje i chęć zemsty. Szczere rozmowy, spowiedź i odpowiednie lektury pozwoliły mu spojrzeć inaczej na własne życie. Z własnej inicjatywy zaczął opiekować się młodym, zbuntowanym i agresywnym więźniem. Odezwały się w nim ojcowskie uczucia, nie wychowywał własnych dzieci, postanowił w więzieniu pomóc innemu zagubionemu „dziecku”. – Patrzyłem jakie zmiany zachodzą w tym człowieku. Nawet gdy nie otrzymał przedterminowego zwolnienia, nie zareagował złością. Doszedł do wniosku, że Bóg wie, co robi. Potrzebował czasu, by dojrzeć do tego, aby nie mścić się na tych, którzy go skrzywdzili – opowiada kapelan. Po wyjściu zza krat w jego życiu nastąpił prawdziwy cud. Żona wybaczyła mu wszystko i pozwoliła aby wrócił. Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, gdy spotkał się z kapelanem stwierdził: Nie wiem co się stało. Jestem jakby w raju. Nigdy nam tak dobrze z żoną nie było, nawet zaraz po ślubie. Byłem młody popełniłem wiele błędów, przez własną głupotę trafiłem za kratki, bo przecież to ja porzuciłem żonę dzieci i związałem się z konkubiną. Więzienie uratowało mi życie. – Mężczyzna ten przystąpił do spowiedzi. Widziałem go jeszcze na rekolekcjach adwentowych w Kościele św. Antoniego. Zmarł pod koniec grudnia – wspomina o. Marek. Z relacji jego matki kapelan dowiedział się, że tuż przed śmiercią mężczyzna powiedział coś zadziwiającego: „gdyby przyjechał pociąg do nieba, to bym wsiadł i odjechał”. Po 20 minutach wsiadł do takiego pociągu… Jego żona z kolei stwierdziła, iż byli małżeństwem 21 lat, ale ich raj trwał 21 dni… – Towarzyszyć człowiekowi w jego drodze nawrócenia, przemiany myślenia, odczuwania, stawania się innym człowiekiem, to cudowne, ale i wymagające dla tych, którzy pracują i posługują w zakładach penitencjarnych – wyznaje o Marek.