Żyłem o metr od świętości

Jakim człowiekiem, prywatnie, był Jan Paweł II? Znał Go pan przede wszystkim jako Papieża czy przyjaciela?

Był bardzo zwyczajnym człowiekiem. Pogodnym, pokornym. Żyło się blisko niego jak w rodzinie. Nie było takiej relacji miedzy nami – wielki Papież i skromny fotograf. Mogę powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Pracowałem z Ojcem Świętym przez 27 lat, od wczesnego ranka, od szóstej rano, do dziewiątej, dziesiątej, niekiedy do północy. To dzięki niemu mogłem przeżyć wspaniałe 27 lat. Gdyby nie było takich relacji miedzy nami – przyjacielskich, rodzinnych, ciężko byłoby przeżyć te lata.

Wszyscy wiemy, jak papież Jan Paweł II wpłynął na Polskę, wpłynął na świat. A jak Papież wpłynął na pana życie, jako pojedynczego człowieka, przyjaciela?

To bardzo prosta odpowiedz. Miał taka charyzmę, że można było przy nim cierpieć, walczyć, być obok niego. Żyłem przez 27 lat obok zwykłego człowieka, ale to był tez dla mnie święty. Za życia już był dla mnie świętym. Należy szanować przepisy i reguły Kościoła, bo gdyby ich nie przestrzegać, byłby chaos, ale stracimy lata, by słuchać, że był błogosławiony. Czekamy, by został świętym. On dla mnie był świętym za życia. Tymi oczami go słuchałem, tymi oczami go oglądałem. Kiedy się uczestniczy w takim życiu, przechodzi się przemianę, metamorfozę. Czuje się, jak w środku w człowieku wszystko się zmienia. Gdy się tyle lat widzi Jana Pawła II jako człowieka, który stoi tuż obok i przeżywa te same emocje, wzrusza się, można dotykać rękoma tego wszystkiego, co On dotykał… To jest odpowiedź na pytanie – jak on wpłynął na moje życie. Wpłynął tak, że mogłem w Jego świętości uczestniczyć.

Gdyby miał pan wskazać najtrudniejszy i najpiękniejszy moment z waszej znajomości?

Z mojego punktu widzenia najpiękniejsza chwila i chwila dla mnie najtrudniejsza zamyka się w tym samym momencie. Bo to jest tak, że to, co najtrudniejsze, jest też dla mnie najpiękniejsze. Rozmawiałem z Janem Pawłem II osiem godzin przed Jego śmiercią. Kazał mnie odszukać i przyprowadzić. Udałem się do apartamentu. Jego sekretarz, ksiądz Stanisław Dziwisz wziął mnie za rękę i przyprowadził do sypialni Jana Pawła II… Proszę sobie zdać sprawę, że widziałem Ojca Świętego, jak leżał oparty na łóżku. Nie miał podłączonych żadnych rurek, nie był podłączony do aparatury. Maseczka tlenowa leżała obok, nie miał jej na sobie. Zbliżyłem się, sekretarz Stanisław Dziwisz powiedział: „Ojcze Święty, Arturo jest tutaj z nami”. Papież odwrócił się, spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami i widziałem w nich radość. Patrzyliśmy sobie w oczy i porozumiewaliśmy się w ten sposób, tak dobrze się znaliśmy, że porozumiewaliśmy się spojrzeniami. Potem uklęknąłem, ucałowałem Jego dłoń, On pobłogosławił mnie, a na koniec powiedział: „Arturo, Arturo – dziękuję”. Odwrócił się na bok, ciągle uśmiechnięty; widać było, że był gotowy na tę najpiękniejszą podróż. To był najpiękniejszy moment w moim życiu, to było piękne widzieć Go uśmiechniętego. Zostawił nas, ale nas nie opuścił, bo ja Go czuję w sobie, w środku. To było dla mnie najpiękniejsze.

W jaki powinniśmy opowiadać kolejnym pokoleniom o Papieżu? Jak pielęgnować spuściznę Jana Pawła II?

On był ojcem nie tylko dla Polaków, ale dla wszystkich. Trzeba prowadzić młodzież na drogę Prawdy. Trzeba nauczać, ze życie jest piękne, trzeba iść pewnymi szlakami. Należy czuć to w sercu, co pragnie się powiedzieć. Każdy wie najlepiej, na co go stać. Zapraszam wszystkich do tego, aby przeczytać to, co pisał Jan Paweł II – to, co pisał o narodach, co mówił politykom, osobom rządzącym, to wtedy właśnie Papież uczył, czym jest życie. Jego słowa są cały czas aktualne