Postanowiliśmy dowiedzieć się od Kamila, czy to na pewno bezpieczne i jakie plany ma radzyński „Człowiek guma”.
– Kamil, cieszę się, że zgodziłeś się odpowiedzieć nam na kilka pytań. Mówią na ciebie ,,Człowiek guma”, a na YouTubie można zobaczyć twój film. Ludzie od dawna wiedzą o twoich niezwykłych „umiejętnościach”?
– No cóż, ludzie obserwowali, co robię na lekcjach, poza lekcjami, poza szkołą, co robię ze swoimi kośćmi. Zawsze się wyróżniałem. Na przykład potrafiłem sam wybić sobie barki, zawiesić się na drabinkach na własnych łopatkach. Zaczęli mnie nazywać ,,człowiek guma” odkąd zacząłem robić to bardziej pokazowo.
– A kiedy odkryłeś w sobie taki talent?
– Odkrywało się to powoli. Od szkoły podstawowej już zacząłem wyginać palce. Ludziom wydawało się to dziwne, a dla mnie było naturalne.
– Dlaczego właśnie naturalne?
– Nie widziałem w tym nic nadzwyczajnego. Myślałem, że wszyscy tak potrafią (śmiech). Odkąd zacząłem obserwować reakcje ludzi, kiedy uczyłem się nowych rzeczy, np. „wyjmować” sam sobie łopatki, zorientowałem się, że nie wszyscy tak potrafią, że to nie jest dla innych tak „oczywiste”, jak dla mnie.
– Ale skąd wzięły się te zdolności?
– Jest to najprawdopodobniej spowodowane chorobą genetyczną, która powoduje problemy z kolagenem. U mnie objawia się to w stawach. Jeszcze nie byłem na żadnych szczegółowych badaniach, ale wszystko wskazuje, że to taka „zdolność genetyczna”.
– Czy to jest niebezpieczne?
– Może nie niebezpieczne, jednak po pewnym czasie może się to stać bardzo uciążliwe. Im częściej następuje dyslokacja stawów, tym bardziej się one ,,obluzowują”. Po jakimś czasie każdy ruch może zacząć wywoływać ból.
– Nie boisz się, że podczas ćwiczeń zrobisz sobie jakąś krzywdę?
– Bardziej obawiam się konsekwencji ciągłych ćwiczeń. Po prostu bardzo często jest tak, że gdy ludzie robią to samo co ja, po latach odczuwają ból w stawach, którego nie da się uśmierzyć żadnymi lekami.
– A miałeś chwile zwątpienia w to co robisz?
– Chwile zwątpienia? Raczej nie. Za każdym razem dostawałem brawa. Ludziom podobało się. Moja matka cały czas mnie wspiera. Twierdzi, że takie pokazywanie się jest jak najbardziej dobrym pomysłem. Może to w przyszłości zaprocentować. Trafiłem jednak na Facebooku na grupę osób chorych na to co ja, którzy twierdzą, że dawanie pokazów, to jednak nie jest najlepszy pomysł.
– Wspomniałeś o pokazach. Czy już pokazywałeś się szerszej publiczności?
– Pokazy oczywiście były. Dwa razy u nas w liceum, dwa razy w gimnazjum, do którego uczęszczałem, no i planuję w najbliższym czasie jeszcze parę pokazów, zanim zdecyduję się na leczenie.
– A co potrafisz, jak do tej pory, zrobić ze swoim ciałem?
– Bardzo wiele rzeczy. Ciężko to opowiedzieć. Potrafię sam sobie dyslokować staw barkowy, biodra, palce wyginają mi się w różnych wymiarach. Z tego właśnie wychodzą kolejne rzeczy, z wybijania barków ,,obluzowuje” się obręcz barkowa i mogę wyjąć łopatki. Mogę także przełożyć rękę na drugą stronę. Pomysły staram się czerpać z internetu, z YouTuba oraz z jogi i gimnastyki.
– Ile godzin ćwiczysz dziennie?
– Wyginania raczej nie ćwiczę. Jedynie do karate, rozciąganie się do ciosów. Takie ogólnorozwojowe treningi i karate codziennie ćwiczę od 1,5 do 2 godzin. Zacząłem trenować 4 lata temu dla samego siebie i odkryłem, że to co robię ze swoim ciałem jest w pewien sposób korzystne w sztukach walki. Dzięki ćwiczeniom wygrałem parę zawodów karate. Największe osiągnięcie to Grand Prix Europy w Katowicach w 2012 roku.
– Plany?
– Plany wiązałem z pokazami, jednak kiedy okazało się, że może to być szkodliwe, uciążliwe, stwierdziłem, że niedługo rozpocznę leczenie. Tylko planuję jeszcze zrobić jedną rzecz.
– A czy mógłbyś zdradzić o co chodzi?
– Raczej nie. Jeżeli mi nie wyjdzie, to nie będzie, że już to wszyscy wiedzą, że miałem to zrobić, ale jednak nie wyszło. Jak się uda to będzie niespodzianka.
– Trzymamy, więc kciuki za to, żeby wszystko ci się udało i życzymy powodzenia.
Rozmawiała: Anna Hukaluk
Zdjęcia: Beata Kościuczyk