Tajemnica Uroczyska

Ósmego czerwca w 70. rocznicę krwawych wydarzeń przy stojącym tam pomniku polową mszę świętą odprawił ks. płk. Andrzej Dziwulski, kapelan Garnizonu Siedlce. – Nasza pamięć i wdzięczność ma trwać przez pokolenia jako historyczna prawda i przestroga, co może uczynić człowiek żyjący bez Boga – mówił w homilii.

Mały Katyń

– Spędziłem w tym lesie pół roku, on tak łatwo swojej tajemnicy nie odda – wspominał te wydarzenia bialski historyk Mirosław Barczyński, który w imieniu Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” nadzorował ekshumację. – Po tylu latach trudno ustalić miejsca masowych grobów, zwłaszcza że informacje o nich pochodzą z trzecich ust. Bezpośrednich świadków tych zbrodni było niewielu, większość już nie żyje. Wtedy rozstrzeliwano w co drugiej miejscowości i takich miejsc na Podlasiu jest bardzo dużo. W lesie Kania koło Trzebieszowa zamordowano około 200 osób. W przypadku Uroczyska Baran liczbę ofi ar szacuje się od 700 do 1200 – mówił. Na początku października 1944 r. w Kąkolewnicy stacjonował sztab II Armii WP wraz z sądem, prokuraturą i oddziałem Informacji Wojskowej. Prowadzono na szeroką skalę prześladowania, szczególnie żołnierzy Armii Krajowej. – W Kąkolewnicy nikt nie zadawał pytań, nie odczytywał wyroków. Świadkowie, którzy przypadkowo zabłąkali się do lasu „Baran” i obserwowali to z daleko, opowiadali, że po prostu podjeżdżał samochód, wyładowywał ludzi nad wykopanym uprzednio dołem. Były strzały w głowę, ludzie padali – opowiadał prokurator Leszek Furman, który z ramienia IPN przeprowadzał na Uroczysku drugą nieudaną próbę poszukiwania szczątków pomordowanych.

Łzy ziemi

Jan Kołkowicz, dziennikarz i historyk, który badał zbrodnię na Uroczysku Baran, w publikacji wydanej pod takim właśnie tytułem pisał: „Teren poryty był starymi rowami z lat I wojny światowej, nazywanymi przez miejscową ludność fosami. NKWD wykorzystało te „udogodnienia” do grzebania pomordowanych. Sowieci opuszczając Kąkolewnicę splantowali stare rowy, a na nich zasadzili młode sosenki. Nie skryły one jednak tajemnicy. Ziemia po latach przemówiła. Zaczęła się zapadać. Przez całe następne lata rozmywana deszczem, rozgrzebywana przez lisy i bezpańskie psy, zaczęła niby w rozpaczliwym geście skargi wyrzucać na zewnątrz swój straszliwy owoc, kości ludzkie, grzebane płytko, zasypywane niedbale. Czaszki, piszczele i żebra walały się po całym uroczysku. Ludność, choć paraliżowana strachem, bo UB wciąż węszyło, zbierała je ukradkiem i zakopywała po kryjomu w sobie tylko znanych miejscach”.