Do Międzyrzeca w wakacje przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Przez ostatnie 10 lat tamtejszą wodę dzierżawiło PZW. I w tym czasie rosła frustracja międzyrzeckich wędkarzy. – Mamy coraz lepszy sprzęt i przynęty a coraz mniej łapiemy – mówi Cezary Piecyk, prezes koła PZW „Złoty karaś”.
Więcej wyciągali niż wrzucali
Z rejestrów, które prowadzą wędkarze wynika, że rocznie ze żwirowni wyławiano prawie 6 ton ryby, tymczasem w ramach zarybiania zarząd okręgu wpuszczał tam 12 kg ryby na hektar. Dla porównania do radzyńskiego zbiornika Cegielnia trafiało 90 kg ryby na hektar. – Zaczęliśmy przyglądać się jak zarząd okręgowy gospodaruje pieniędzmi i trzeba powiedzieć, że jest to jakiś dramat – stwierdza Cezary Piecyk. – Budżet okręgu w 2012 roku wyniósł 830 tys. zł ze składek wędkarzy. Z tego na zarybianie przeznaczono niecałe 170 tys. zł, a na 3,5 etatu w zarządzie okręgowym ponad 230 tys. zł – wylicza.
Ultimatum burmistrza
Od trzech lata sfrustrowani wędkarze z Międzyrzeca walczą z PZW o większe zarybianie żwirowni. – Inaczej nie będzie szans na odtworzenie rybostanu – wyjaśnia Cezary Piecyk. W lipcu kończy się umowa miasta z PZW na dzierżawę żwirowni. Po konsultacjach z wędkarzami burmistrz przekazał zarządowi okręgu projekt nowej umowy dzierżawy, z wyraźnie określonymi warunkami dotyczącymi zarybiania zbiornika. Jednak w tym roku już żadne ryby do żwirowni nie trafi ą. – Zarybianie zostało zawieszone, bo nie było wiadomo, czy nadal będziemy dzierżawić wodę – tłumaczyła Krystyna Dmowska, dyrektor biura zarządu okręgu.
Chcą drapieżników
Wędkarze żądali, aby PZW wpuszczał do żwirowni rocznie 2 800 kg ryby, powołał komisję zarybieniową, wyposażył społeczną straż rybacką. Zarząd okręgu umowy nie zaakceptował. – Dokument przygotowany przez burmistrza jest w dwóch punktach niezgodny z przepisami prawa – stwierdził Jan Kwiecień, prezes okręgu. – Pod względem zarybienia w przeliczeniu na hektary Międzyrzec rzeczywiście wypada gorzej, mamy jednak wątpliwości, co do ilości i gatunków ryb, które burmistrz chce, aby wpuszczano do żwirowni. Zastrzeżenia dotyczyły ryb drapieżnych: sandaczy i boleni. Cezary Piecyk przekonuje, że ta ryba jest w Międzyrzecu potrzebna. – Przez nieracjonalne zarybianie zachwiana została równowaga biologiczna na żwirowni. Według opinii Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie do tej wody musi trafiać rocznie m.in. 700 kg ryby drapieżnej, takiej jak szczupak, sandacz i boleń – mówi prezes „Złotego Karasia”.
Rozliczyć prezesa
Ostatecznie władze okręgu odmówiły podpisania umowy i praktycznie nie ma już szans na porozumienie miasta z PZW. Wędkarze nie zamierzają tego darować. – Skierujemy pismo do komisji rewizyjnej zarządu głównego Polskiego Związku Wędkarskiego, aby jak najszybciej zwołać nadzwyczajny zjazd okręgu i rozliczyć zarząd okręgowy z niegospodarności. Żarty się skończyły. Taka patologia nie może trwać w nieskończoność. Czas najwyższy zacząć traktować ludzi płacących składki w PZW godziwie i z szacunkiem na jaki zasługują – zapowiada Cezary Piecyk. Wędkarze z Międzyrzeca chcą wyjaśnień dotyczących braku przetargów na zakup ryb. Prokuraturę zamierzają zawiadomić o nieprawidłowościach w dokumentacji (chodzi m.in. różnice między stanem faktycznym a zapisem w dokumentach zarybieniowych). – Zwracają się do nas zarządy kół wędkarskich z innych miejscowości, chcą się zapoznać z zebraną przez nas dokumentacją – informuje Piecyk. Prezes Kwiecień nie chciał komentować zarzutów stawianych przez międzyrzeckich wędkarzy.
Co dalej ze żwirownią?
Jest niemal pewne, że umowę z miastem na dzierżawę zbiornika podpisze niedawno utworzone Międzyrzeckie Towarzystwo Wędkarskie „Żwirek”. Minusem tego rozwiązania będą licencje na łowienie na żwirowni – 130 zł. rocznie. Dla emerytów, rencistów, dzieci i młodzieży ma być 50 proc. ulgi. – Jeżeli kogoś nie będzie stać, to może odpracować te pieniądze przy sprzątaniu, robieniu stanowisk i pomostów, koszeniu trawy – zapewnia prezes „Złotego Karasia”. Założyciele stowarzyszenia liczą, że zapisze się do niego większość z blisko sześciuset wędkarzy z Międzyrzeca, a także z innych miast.