Krzyk rozpaczy, czyli blokowanie dróg

Ceny skupu produktów rolnych nie pokrywają kosztów produkcji. Plantatorzy porzeczek, wiśni oraz jabłek z trzech województw – lubelskiego, mazowieckiego oraz podlaskiego protestowali przeciwko nieopłacalnym cenom za owoce. Rolnicy w dn. 19 – 21 lipca blokowali krajową „dziewiętnastkę” w Kózkach (pow. łosicki), znajdowało się wśród nich ponad 300 rolników powiatu bialskiego. Drogę tarasowały ustawione wzdłuż jezdni traktory i maszyny rolnicze. Umożliwiano przejazd tylko pojazdom uprzywilejowanym oraz autobusom.

Trzy dni na drodze

– Ceny skupu nie są do zaakceptowania – mówi zbulwersowany Stanisław Mielniczuk, z Nosowa, gm. Leśna Podlaska. Zbiór porzeczek sprzedał po 30 gr za kilogram. Niektórzy plantatorzy nie zebrali owoców, pozostały one na krzewach. Za wiśnie proponuje się sadownikom 80 gr za kg. Tymczasem koszt jego wyprodukowanie wynosi około 2 złotych. – W utrzymanie sadu wiśniowego, czyli w opryski, nawożenia, paliwo do ciągników zainwestowaliśmy 60 tys. zł. – Nigdy nie liczymy wkładu naszej pracy. Do zbioru musimy zatrudnić ludzi. Wychodzi, że w tym roku zyskamy ze sprzedaży wiśni 15 tys. zł. Jak wyżyć i zapłacić podatek? – pyta producent z Nosowa. Problemy dotykają nie tylko sadowników, ale również producentów zbóż. Już wiadomo że ceny rzepaku, pszenżyta i innych zbóż również nie pokryją kosztów produkcji. – Ceny, jakie proponuje się obecnie rolnikom, doprowadzą do ich upadku. Zniszczyć jest łatwo, ale co dalej? – zastanawia się Marian Tomkowicz, wójt. Leśnej Podlaskiej.

Delegacja w stolicy

Komitet Organizacyjny Akcji Protestacyjnej Producentów Owoców żąda m.in: wprowadzenia cen minimalnych i umów kontraktacyjnych, uruchomienia skupu interwencyjnego oraz ustanowienie polityki ochronnej rynku wewnętrznego. 21 lipca, protestujących odwiedziła wiceminister rolnictwa Zofia Szalczyk. Negocjacje nie przyniosły pozytywnego rezultatu. Podczas wtorkowego spotkania w Warszawie min. Marek Sawicki obiecał protestującym dopłaty do każdego hektara wiśni i porzeczek.

Dziki niszczą kukurydzę i ziemniaki

Aby zmusić władze do zajęcia się kwestią odszkodowań za straty powodowane przez dziką zwierzynę rolnicy pikietowali 21 lipca krajową „dwójkę”. Przez ponad godzinę kolumna 50 ciągników w bardzo wolnym tempie przemierzała trasę od Rogoźnicy do Międzyrzeca Podlaskiego. – W ciągu doby dziki potrafi ą zniszczyć hektar kukurydzy czy też ziemniaków. Domagamy się rekompensat za poniesione straty oraz skutecznej regulacji stad dzików – mówi Adam Olszewski, organizator protestu. – Straty w uprawach są kolosalne, w zależności od gospodarstwa wynoszą one od 10 do 40 procent. Potrzebne są odpowiednie komisje, które rzetelnie wycenią wyrządzone szkody i satysfakcjonujące odszkodowania dla rolników. Te które dostajemy, są symboliczne – podsumowuje Adam Olszewski.