Rząd bezradny w sprawie embarga

Zakaz importu żywności, wprowadzony przez Władimira Putina, to w praktyce wypowiedzenie Polsce wojny ekonomicznej. Rosja to potężny rynek zbytu, gdzie kierowana była znaczna część naszych produktów. Rolnicy, sadownicy, przetwórcy a także ludzie trudniący się transportem liczą swoje straty w setkach milionów złotych.

Walka o przetrwanie

– Zaoszczędziliśmy trochę pieniędzy w poprzednich latach, dzięki nim postaramy się przetrwać ten ciężki okres. Będziemy zmuszeni do zmniejszenia nakładów inwestycyjnych. Czekamy, może coś zmieni się na lepsze… – mówi Stanisław Mielniczuk z Nosowa w gminie Leśna Podlaska. Rolnik, wspólnie z dwoma synami, prowadzi nowoczesne 70-hektarowe gospodarstwo, posiada 8 ha porzeczki i 10 ha sadu wiśniowego. Fundusze uzyskane z tegorocznych zbiorów nie pozwalają na podstawowe inwestycje – zakup młodych sadzonek, nawozy, opryski, paliwo do traktorów. Rolnicy boją się zaciągać kolejne kredyty, bo przy obecnej koniunkturze nie stać ich na spłatę nawet tych, które już wzięli. To właśnie konieczność spłaty kredytu obrotowego jest dzisiaj prawdziwym koszmarem spędzającym sen z powiek polskich producentów i przetwórców żywności. Po zamknięciu rosyjskiego rynku wielu polskich przedsiębiorców po prostu nie będzie w stanie uiścić należności. Realną pomocą byłaby dla nich możliwość zawieszenia spłaty kredytu.

Konkretna propozycja

Koncepcję konkretnego rozwiązania sprawy przedstawił senator z Południowego Podlasia Grzegorz Bierecki. Nasz parlamentarzysta zaproponował, by dotknięci embargiem producenci – podobnie, jak powołani do służby czynnej żołnierze – nie musieli natychmiast spłacać kolejnych rat. – Rolnicy, przetwórcy, przedstawiciele branży transportowej są ofiarami wojny ekonomicznej, wypowiedzianej przez Rosję. Nie można dopuścić do tego, by do ich drzwi zapukali także polscy komornicy – przekonuje senator Grzegorz Bierecki, którego pomysł podchwycili inni parlamentarzyści PiS. Przygotowano już projekt ustawy, dzięki której przedstawiciele branży mogliby na rok zawiesić spłatę kredytów. W tym czasie być może uruchomione zostaną unijne rekompensaty. To pozwoliłoby oddać należności bankom, które nie poniosłyby strat z tytułu kryzysowej ustawy.

Na rząd nikt nie liczy

Co na to rząd? Nic. Minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL) woli brylować w kolejnych stacjach telewizyjnych i rozgłośniach radiowych, niż wykonać jakikolwiek konkretny ruch. Politycy rządzącej koalicji w charakterystyczny dla siebie sposób nie tworzą nowych rozwiązań, tylko odwołują się do tych, które zaproponuje im Unia Europejska. Ośrodek decyzyjny jest w Brukseli, dlatego nie powinno dziwić to, że szczegółowe kwestie dotyczące rekompensat nie są korzystne dla polskich rolników. Te właśnie szczegóły tłumaczył w I programie polskiego radia minister Sawicki. – Zarówno wysokości tych rekompensat, jak i czas trwania, będą zdecydowanie dłuższe niż pierwotnie zapowiedziano. 125 milionów euro, które w poniedziałek zapowiedział komisarz ds. rolnictwa to tylko wstępna transza stabilizująca rynek i jest to transza, która nie pochodzi z rezerwy budżetowej – mówił gość Jedynki. Jednocześnie przyznał, że pieniądze są przeznaczone tylko dla tych rolników, którzy zdecydują o wycofaniu produktów z rynku, czy to w formie przekazania dla potrzebujących, czy też w celach nieżywnościowych. Nie wyjaśnił jednak żadnych szczegółów dotyczących tego procesu. Rolnikom pozostaje więc tylko bać się i czekać. Na pomoc ze strony rządu już chyba nikt nie liczy…