Bialczanka doszła do Rzymu

Klaudia kilkakrotnie uczestniczyła w Pieszej Pielgrzymce Podlaskiej na Jasną Górę, również na piechotę wędrowała dwukrotnie do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela. Lubi trudne warunki i trochę samotności. Podobnie jak Barbara Pawluk, dlatego przypadkowe spotkanie musiało skończyć się wspólną wyprawą. – Pod jej wpływem odezwała się we mnie potrzeba przeżycia czegoś więcej niż do tej pory. Potem – wierzcie albo nie – ale wszystko samo powoli układało się: zobaczyłam na facebooku informację Magdy, że idzie do Rzymu. Po długim namyśle napisałam do niej, poznałyśmy się i oto jesteśmy – wspomina Klaudia. Bialczanka wyruszyła w trasę 28 czerwca. Przez pierwsze kilkanaście kilometrów odprowadzała ją siostra. W Zasiadkach dołączyły do niej Basia i Magda, która na pytanie „dlaczego Rzym?”, odpowiada: – Powodów jest wiele ale myślę, że najważniejszym jest chęć odkrywania Boga, świata, ludzi i siebie na nowo.

Pielgrzymkowa rzeczywistość

Po pokonaniu prawie 500 km Klaudia, Magda i Basia 11 lipca przekroczyły granicę z Czechami. Następnie wędrowały przez Austrię i Włochy, a 24 sierpnia weszły do Rzymu. W drodze nocowały na plebaniach, w klasztorach, u życzliwych ludzi, którzy gościli nieznajome przecież dziewczyny jak własną rodzinę, a raz nawet – w czterogwiazdkowym hotelu. We Włoszech dopiero po tygodniu mogły przespać się w łóżku, a po trzech dniach – wykąpać. Wszystkie rzeczy nieodzowne do przetrwania dwóch miesięcy w drodze niosły w plecakach. Spakowały tyle tylko, ile mogły unieść, ciążył każdy dodatkowy kilogram, dlatego często doskwierał im brak wody do picia. Raz, gdy poczuły pragnienie, woda sama do nich przyjechała. – Zatrzymał się przy nas pewien miły pan, proponował podwiezienie, zakupy w sklepie, ale skorzystałyśmy tylko z wody, bo miał w bagażniku 2 zgrzewki – wspominają dziewczyny.

Krzyż otwiera serca

Na swojej drodze spotkały wielu życzliwych ludzi. Otrzymały wodę od służby drogowej, czekoladę od starszej pani, w sklepie sportowym sporą zniżkę, gdy sprzedawca dowiedział się dokąd podróżują, na stacji benzynowej turysta wracający z Portugalii ofi arował im trzy puszki tuńczyka. Na Śląsku spotkały chłopaka, który rozpoznał je i śledził na facebookowym profi lu ich pielgrzymowanie. Tego dnia gościły również na imieninach u pani Urszuli, którą poznały kilka godzin wcześniej podczas mszy. Innym razem odwiedziły 14 dziewczyn w ośrodku wychowawczym, do którego zabrał je spotkany podczas drogi dyrektor. W klasztorze kapucynów w St. Vito poznały Krzysztofa, który już po raz kolejny szedł do Rzymu z Wejherowa.

Chwilami było ciężko

O trudzie pielgrzymowania wspominały często w relacji publikowanej na facebooku. – Przejście odcinka 250 metrów stawało się prawie niemożliwe i sprawiało wrażenie 5 km. Najważniejsze jednak, że udało się – pisały po dotarciu do Kielc. W zamieszczanych postach z trasy bardzo często prosiły o modlitwę, a gdy Austria okazała się zbyt droga – również o wsparcie finansowe. Wspominały o bólu nóg, odciskach, oparzeniu słonecznym, zmęczeniu, braku noclegu. Prawdziwy kryzys przyszedł w Austrii. Magda, Klaudia i Basia miały tam pod górkę – w przenośni i dosłownie. Alpy nie ułatwiały wędrowania, a wysokie ceny żywności pochłonęły znaczną część posiadanych pieniędzy.

Świadectwo wiary

Od pierwszego dnia wędrówki niosły pótorametrowy drewniany krzyż. Z tego powodu w Polsce często były mylone ze Świadkami Jehowy. W Czechach z kolei przywitano je okrzykiem „Spalimy wam ten krzyż”. – Kiedy wkradało się między nas zwątpienie, brak sił, wtedy przychodził Bóg – mówią zgodnie. Dziewczyny przed wyruszeniem w trasę zebrały od znajomych intencje, w których modliły się w trakcie drogi. Doniosły je do Rzymu.