Wójt przeciwko rolnikom

Magdalena i Artur Sijkowie prowadzą gospodarstwo we wsi Błonie. Paszę dla hodowanych zwierząt pozyskują z własnej produkcji rolnej. Dzierżawili ziemię, którą zamierzali w przyszłości kupić. Jak się okazuje, nabycie gruntów nie jest rzeczą tak prostą, jak by się wydawało. A jeśli ostrzy sobie zęby na tę właśnie ziemię pan wójt – wręcz niemożliwą.

Współczesna „pańszczyzna”

Państwo Sijkowie posiadają 22,57 hektarów własnych gruntów. Kilkanaście dzierżawią od sąsiadów. W 2003 r. Artur – gdy jeszcze był kawalerem – wziął w dzierżawę 5,5 ha w innej wsi. Przejął grunt, który przez kilka wcześniejszych lat stał ugorem; wszechobecny perz, samosiejki… Nikt z „miastowych” nie wyobraża sobie, ile pracy trzeba włożyć, by taka ziemia dawała plony. Artur tego dokonał. Wtedy wydzierżawił całe gospodarstwo od właścicielki, która zamierzała przejść na emeryturę. Umowa została podpisana w bialskim starostwie powiatowym na okres 10 lat. Artur Sijka przyjął na siebie obowiązek opłacania podatków i ponoszenia innych wydatków związanych z dzierżawą. Zgodnie z zawartą umową po trzech latach dzierżawy miał nabyć prawo pierwokupu.

Cień tego trzeciego

Jednak na początku 2010 r. właścicielka gruntów postanowiła inaczej rozporządzić swoim mieniem. Zapowiedziała, że zamierza sprzedać dzierżawcy – Arturowi – tylko jedną z działek, o powierzchni 1,6 ha, a resztę gospodarstwa przekazać na własność córce. Obie strony, aby załatwić sprawę, ponownie udały się ponownie do starostwa. Tam urzędnicy przekonali Artura Sijkę, że do przekazania gospodarstwa córce właścicielki konieczne jest wcześniejsze rozwiązanie obowiązującej dzierżawy. Pan Artur, nieświadom jakichkolwiek zagrożeń, przekonany o dobrej woli drugiej strony, zgodził się na rozwiązanie umowy. Czy mógł przypuszczać, iż diabeł tkwi w szczegółach i w ten sposób pozbawia się prawa do pierwokupu?

Trzeci we własnej osobie

Po upływie roku właścicielka zaproponowała Arturowi Sijce kupno dzierżawionych gruntów. Artur na to jak na lato: któż jak nie on jest zainteresowany wzięciem na własność ziemi, w której rekultywację włożył tyle trudu? W lipcu 2011 r. zapłacił właścicielce 9 tys. zł tytułem zadatku.

Przedwstępna umowę kupna-sprzedaży zostaje sporządzona na zwykłej kartce, między nabywcą a sprzedającym. Bez udziału i pieczęci notariusza… Wkrótce po tym fakcie właścicielka zmieniła zdanie. Wysyła Magdalenie i Arturowi listy z propozycją sprzedaży całości dzierżaw. Małżonków zdziwiła nie tyle propozycja, co słownictwo otrzymywanych pism i widoczna w ich treści literalna znajomość przepisów prawa, o co nigdy nie podejrzewaliby osoby, korzystającej z gminnej pomocy społecznej.

Słudzy „pana”

Wreszcie dowiadują się, że dzierżawiona przez nich żyzna ziemia, wcześniejszy ugór – w rekultywację którego włożyli tyle trudu – stała się własnością Jacka Hury, wójta gminy Janów Podlaski.. W 2012 r. niedoszli nabywcy podejmują nierówną walkę z wójtem. Dlaczego nierówną? Najpierw wkracza policja, gdy zbierają plony z dzierżawionej ziemi. Po kilku miesiącach w domu Magdaleny i Artur pojawia się osobiście wójt, rzuca na stół kuchenny pismo. – Tu macie się podpisać – oświadcza. Wójt – jako oficjalny właściciel działki – w taki sposób przedkłada im do podpisania aneks do umowy dzierżawy. Zobowiązujących ich do zapłaty czynszu w kwocie 650 zł co kwartał. – Czuliśmy ciągłą presję. Ale najbardziej raziła nas arogancja tego człowieka. Przy każdej próbie kontaktu wójt uświadamiał nam, że on jest tutaj panem, a my tylko to tylko proste chłopstwo – mówi zbulwersowana Magdalena.

Trzy razy przegrał w sądzie

Wójt jako „dobry gospodarz swoich włości” angażuje stację do pobrania i analizy próbek gleby ze „swojej” własności – dzierżawy Magdaleny i Artura Sijków. Analiza ponoć wypada niekorzystnie, a to źle świadczy o użytkownikach. Jacek Hura kieruje pozew sądowy przeciw Magdalenie i Arturowi Sijkom o rozwiązanie dzierżawy. Zarzuca im niewłaściwą uprawę gleby, brak zgody na opłacanie czynszu i inne nieprawidłowości… Po trzech rozprawach bialski sąd wydał wyrok korzystny dla Magdaleny i Artura Sijków. Wójt złożył apelację. Rozprawa miała się odbyć w sądzie lubelskim 15 października br., jednakże została przełożona na 4 grudnia.

Zapytany o konflikt o grunt wójt Jacek Hura odpowiada: – A co to panią obchodzi? To moja prywatna sprawa, którą rozstrzygnie sąd!

Gromadzenie majątku i służenie innym jest ze wszech miar pozytywnym zjawiskiem. Przypadek pana wójta gminy Janów Podlaski pozostawiamy osądowi Czytelników.