Jak hartował się aparat

„O Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wiemy tyle, ile sama mogła powiedzieć o sobie” – zauważa tyleż trafnie, co ironicznie dr Katarzyna Zawadka, autorka wydanej nakładem IPN Oddział w Lublinie monografii „ Komitet Wojewódzki PZPR w Lublinie 1948-1956. Struktura – Ludzie – Mechanizmy funkcjonowania”. Autorka skomentowała tak objętość archiwów po nieboszczce Partii i ograniczoność wyłaniającej się z nich wiedzy dla historyka Zderzyła się z murem, bo postawiła sobie zadanie nie byle jakie: przedstawić od kulis lokalne centrum władzy, dysponenta aparatu przemocy, a zarazem ośrodek misyjny zainstalowanej po 1944 roku na Lubelszczyźnie „władzy ludowej”. A okres lat 50. w dziejach PZPR to czas utrwalania zdobytej władzy i przekształcania świata zgodnie z ideologicznymi założeniami„centralizmu demokratycznego”, „centralnego planowania”, gdy rządził „kolektyw partyjny” i „zbiorowa mądrość klasy robotniczej”.

„Wizytówka” ludowej władzy

Świadkowie historii sprzed sześciu dekad w większości już odeszli. Ale są archiwa. Autorka przekopała się przez obszerny materiał, jaki wyprodukował partyjna biurokracja w Lublinie: „protokoły z posiedzeń i narad, sprawozdania z pracy wydziałów oraz sprawozdania poszczególnych pracowników, plany pracy, uchwały, wnioski, wytyczne”. Zgromadziła ogromny materiał statystyczny o kadrach partyjnych, w tym z Białej Podlaskiej i innych powiatów Południowego Podlasia, zredagowała setki biogramów działaczy PZPR różnego szczebla. I tak określiła swój obiekt badania: „PZPR była rozbudowaną strukturą biurokratyczną, tworzącą sieć wzajemnych powiązań i dysponującą rozwiniętym aparatem do obsługi tego systemu. Partia była tworem quasi-państwowym”.

Owo dublowanie, czy wręcz zastępowanie struktur państwa na Lubelszczyźnie miało specyficzne powody, mocno uwikłane w jeszcze przedwojenne dzieje regionu. Skomplikowana sytuacja narodowościowa, rozbudowane wpływy polskiego państwa podziemnego, ale i długie tradycje ruchu komunistycznego, infiltracja terenów przez sowieckie spec służby, wyjątkowa w skali kraju aktywność komunistycznej partyzantki, która zajmowała się głównie brutalnym zwalczaniem sił AK i NSZ.

W latach 1944-45 ta specyfika nabrała dodatkowego wymiaru i dynamiki, bo rzeczywista władza należała na Lubelszczyźnie do Armii Czerwonej, (dokładnie do funkcjonariuszy kontrwywiadu Smiersz), a potem NKWD. Rosjanie wkroczyli tu najwcześniej i tu ZSRR najwcześniej w Polsce zainstalował nową komunistyczną władzę. Komitet Wojewódzki wyłonionej w grudniu 1948 roku PZPR działał na terenie będącym pod szczególnym nadzorem, będącym swoistą „wizytówką”. Grymas historii sprawił, że Lubelszczyzna do tej roli się nie nadawała, bo jak tu wdrażać koncepcje „zwycięskiego proletariatu” i „dyktatury klasy robotniczej” w terenie niemal pozbawionym przemysłu, a nasyconym chłopstwem, tak znienawidzonym przez teoretyków sowieckiego komunizmu, bo konserwatywnym i przywiązanym do religii?

Tyle, że w realiach lat 50. o żadnej lokalnej odrębności nie mogło być mowy. Katarzyna Zawadka pisze bez ogródek: „Specyfika Lubelszczyzny jako województwa rolniczego powodowała, że KW PZPR nie posiadał szczególnych atutów, które pozwalały by mu liczyć się w skali kraju. W latach 1948-1956 był to po prostu prowincjonalny komitet partyjny, skupiony na realizacji politycznych i gospodarczych zadań nałożonych przez zwierzchników.” Krótko mówiąc, potężny gmach KW w Lublinie był w jakimś sensie teatrem marionetek, pociąganych za sznurki przez centralę w Warszawie. Towarzysze z bezpieczeństwa czuwają Na Lubelszczyźnie proces „utrwalania władzy ludowej” był utrudniony przez działalność podziemia niepodległościowego, ale amnestie z jednej strony oraz pacyfikacje, represje i podstępne prowokacje sił Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z drugiej stopniowo osłabiały i eliminowały struktury zbrojnego oporu przeciw nowemu porządkowi.

Jeden z najciekawszych rozdziałów pracy dr Zawadki opisuje, jak „towarzysze z bezpieczeństwa”, zgodnie z założeniami teoretycznymi „zbrojne ramię partii”, ściśle podporządkowane decyzjom władz partyjnych, w praktyce wymykali się spod kurateli lokalnych struktur PZPR. To były światy równoległe, funkcjonariusze UB nie uzgadniali z KW szczegółów akcji represyjnych i werbunku tajnych współpracowników, przynajmniej nie zachował się w archiwach ślad po takich formalnych procedurach. Na tak trudnym politycznie i operacyjnie terenie lubelska UB mogła traktować struktury partyjne za zagrożone może nie ryzykiem głębokiej infiltracji, ale potencjalnie kłopotliwej niefrasobliwości.

Bezpieka uznawała formułę „przewodnią rolę partii” i absolutną podległość ideologii, ale na poziomie centralnym. W terenie dominowała pragmatyka pracy operacyjnej i dyktat skuteczności. Świadczy o tym konflikt na linii KW PZPR – WUBP w roku 1949, „wygrany” przez ludzi z UB, którym nota bene w Lublinie przewodził wtedy wyjątkowo przebiegły i okryty ponurą sławą Artur Rier-Jastrzębski.

Z życia organizacji

Ogrom pracy poświeciła autorka opisowi codziennego działania Komitetu Wojewódzkiego PZPR jako organizacji. Warto zadać sobie trud przebrnięcia przez solenne analizy rekrutacji i stanu liczbowego kadr, szkolenia i pragmatyki pracy, zmagania się z reżimem finansowym, by trafić na takie opisy-perełki: „Stałym problemem w KW była duża fluktuacja kadr i niemal ciągłe wakaty. (…) Praca w aparacie partyjnym nie należała do łatwych, zajmowała wiele czasu, nie przynosiła zaś wielu wymiernych korzyści. Wielu więc pracowników bardzo szybko uciekało od pracy w komitetach partyjnych do lżejszych i lepiej płatnych zajęć w administracji czy gospodarce.”

Brzmi znajomo? To jeszcze jeden kwiatek: „W 1950 roku przekroczono założone kwoty na wydatki kancelaryjne i zewnętrzne środki l o k o m o c j i , z e względu na otrzymanie nowych sześciu samochodów. (…) Wydatki kancelaryjne przekroczono w KW prawie dwukrotnie. Tłumaczono to wydatkami na rozmowy telefoniczne. Aby poprawić sytuację, informowano o ograniczeniu instalowanych telefonów oraz redukcji nadmiernej liczby rozmów”. Jak widać biurokratyczne paradoksy organizacji mają ponadczasowy i ponad systemowy charakter.

Władza totalna i zazdrosna

Ale też w przypadku struktury partii komunistycznej te paradoksy brały się z czegoś, co można by nazwać elementem misyjnym. Jeszcze raz odwołajmy się do plastycznego opisu u Zawadki: „Egzekutywa KW zajmowała się każdą dziedziną życia w województwie. Wnikało to zapewne z przeświadczenia, że PZPR – jako partia, która posiadła mądrość ostateczną – musi nad wszystkim dominować i wszystko kontrolować. Pierwszy sekretarz KW mówił: „Partia to sztab, to mózg, to strateg”. Drobiazgowość omawianych zagadnień dawała poczucie kontroli, a także pozwalała zachować złudzenie swoistej bliskości z rządzonym społeczeństwem. (…) Praca przez uchwały, wytyczne i sprawozdania była wyrazem wiary w sprawczą moc słów. (…) Nastawienie takie wskazywało, w jaki sposób traktowano województwo – jako coś co można dowolnie kształtować, czym można i trzeba kierować, i co trzeba nadzorować, gdyż samo nie jest w stanie tego zrobić. Lokalne władze PZPR były swoistym demiurgiem, dającym początek wszelkim działaniom i utrzymującym porządek i harmonię.”

Charakterystyka tyleż celna, co zwodnicza. PZPR pozostawała cały czas strukturą stworzoną do sprawnego i bezwzględnego zwalczania ludzi i organizacji, które uznawała aktualnie za wrogów: ręcznie sterowała administrację lokalną, niszczyła „kułaków” i przeciwników odgórnego tworzenia spółdzielni rolniczych, prowadziła ofensywę ideologiczną w oświacie, no i wytrwale i zajadle zwalczała głęboko zakorzeniony w społecznościach Lubelszczyzny Kościół katolicki. Katarzyna Zawadka tak podsumowuje rozdział poświęcony relacjom KW PZPR z Kościołem: „Analizując aktywność partii można czasem odnieść wrażenie, że aktywiści patrzyli na Kościół jak na paralelną organizację partyjną, z którą rywalizowano o wpływy w społeczeństwie. Ambona była traktowana jako alternatywny, wrogi władzy instrument propagandy. Na duchowieństwo i wierzących przenoszono siatkę pojęciową używaną wobec struktur partyjnych. Nie uwzględniano autentycznego poparcia, jakim Kościół cieszył się w społeczeństwie, zadowalając się tłumaczeniem jego wpływów celową i zaplanowaną działalnością na szkodę państwa”.

***

Upływ czasu sprawia, że okres PRL, zwłaszcza jego wcześniejsze lata, kojarzy się nam z kadrami z kronik PKF, wówczas nakręconych komedii i seriali. Ale klimaty „jak cudne są wspomnienia” przykrywają prawdę, że dzisiejszy stereotyp rzeczywistości lat 1944-1989 jest kliszą wziętą z produktów zamówionych, wyselekcjonowanych, zatwierdzonych i rozpowszechnianych przez propagandowy aparat nieboszczki Partii. Dopiero takie trzystustronicowe monografie, jak wydawnictwo lubelskiego oddziału IPN, pokazujące jak pod mikroskopem mechanizmy funkcjonowania ludowej władzy, działają jak odtrutka…