Firmy przewozowe zjadają własny ogon

Dwadzieścia sześć lat temu Jarosław Jakoniuk od podstaw zbudował prywatną firmę transportowo-spedycyjną „Jakontrans” w Grabanowie. Przedsiębiorstwo rozrastało się, nabywało samochody i zatrudniało coraz więcej ludzi.

Teraz podobnie jak inni przewoźnicy w kraju firma przeżywa głęboki kryzys, ba, walczy o przetrwanie! Czy uda się ją uratować? Dzieje się tak, mimo że Polska leży w centrum Europy, przez którą przebiegają ważne szlaki tranzytowe. – Wypierają nas skutecznie niemieckie firmy transportowe – stwierdza Jarosław Jakoniuk szef firmy Jakontrans” i prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników w Białej Podlaskiej. Naszym rodzimym firmom przewozowym zagrażają nie tylko przedsiębiorstwa niemieckie, ale również rosyjskie i białoruskie. Rządy wszystkich państw europejskich chronią swój przemysł i transport. Stworzyły przyjazny system, zarówno dla pracodawców jak i pracowników.

– W Polsce mamy ministra transportu ale nie mamy gospodarza, który zadbałby o nasze interesy – podkreśla Jarosław Jakoniuk. W ocenie przewoźników Polska zaprzepaściła wielką szansę. Wykorzystując położenie geograficzne mogła stworzyć centra logistyczne i stanowić punkt wymiany towarowej między Wschodem a Zachodem. Tak się – niestety – nie stało.

Gwoździe do trumny

Co unicestwia nasze fi rmy transportowe? W ocenie pracodawców przyczyniają się do tego zbyt wysokie składki ZUS, wysokie podatki, sprawy ryczałtów za noclegi kierowców, narzucenie przez Niemców na polskie podmioty gospodarcze płacy minimalnej 8,5 euro na godzinę oraz brak kompleksowych działań w zakresie skutecznego systemu kontroli przewoźników zagranicznych.

– Jakim prawem obce państwo ingeruje w nasze przedsiębiorstwa? Czy nasz kraj dyktuje innym warunki? – pyta bialski przedsiębiorca. – Jedyną dobrą informacja dla przewoźników jest obniżenie podatków przez bialski Urząd Miasta i Urząd Gminy.

Dogorywanie i wyczekiwanie Przedsiębiorstwa transportowe usiłując przetrwać pozbywają się taboru oraz zwalniają pracowników. „Jakontrans” planuje zwolnienie 20 pracowników oraz sprzedaż 10 samochodów – To zjadanie własnego ogona – mówi z goryczą Jakoniuk.

Tak krytyczna sytuacja dotyka wszystkich przewoźników. Firmy przewozowe jedynie w powiecie bialskim dają około czterech tysięcy miejsc pracy. Ograniczenie etatów w tej branży pogłębi i tak wysoki wskaźnik bezrobocia w naszym regionie. Gdzie znajdą zatrudnienie ludzie zwalniani z firm transportowych?

– To jest dobre pytanie. Nie zadowalają mnie obecne stawki płac, a wiem, że może być jeszcze gorzej. Mogę ubiegać się o pracę w Niemczech, na lepszych warunkach płacowych, ale mam rodzinę. Nie chcę wyjeżdżać za chlebem, bo wiem jak wygląda życie na emigracji – mówi pan Stanisław, kierowca z 10-letnim stażem. Wielu jednak młodych kierowców, nie posiadających rodzin, już śledzi oferty pracy za granicą.

– Nadchodzi kolejna fala wyjazdów. Polska zostanie „zieloną”, wyludnioną wyspą – podsumowuje kierowca Dariusz Rogalski, który planuje podjęcie pracy w Norwegii.

Zapowiadają protesty

– Przewoźnicy nie żądają dofinansowania, pieniędzy od podatników. Chcemy obronić nasze rodzime firmy transportowe. Rząd może to załatwić jednym rozporządzeniem, które chroniłoby polskich przewoźników. Mamy ministra transportu, ale nie mamy polityki. Nasze prośby, apele są lekceważone.

Podczas ostatniego spotkania z ministrem transportu usłyszeliśmy, że wszystko jest jak należy. Nie ma zatem partnera do rozmów. Konkurencja krajów sąsiedzkich nas zmiażdży – mówi Jarosław Jakoniuk. Przewoźnicy planują 4 marca o godz. 11 pikietę przed Ambasadą Niemiec w Warszawie oraz 11 marca o tej samej godzinie – przed Urzędem Rady Ministrów pod hasłem „Chrońmy miejsce pracy w naszych firmach”.

Nie wykluczają wyjazdu do Parlamentu Europejskiego i spotkanie z polskimi europosłami, a także z Przewodniczącym Rady Europejskiej – Donaldem Tuskiem. – Nie wykluczamy również wyjazdu samochodami na ulice – dodaje przewodniczący Jarosław Jakoniuk.