Kolejny protest przewoźników

W poniedziałek 23 marca ok. 250 samochodów ciężarowych z Białej Podlaskiej, Radzynia, Międzyrzeca i Łukowa przejechało krajową „dwójką” w stronę granicy, aż do przejścia granicznego w Koroszczynie. Mimo rozmów i prób dialogu z rządem ich postulaty nie zostały wzięte pod uwagę.

W piątek 20 marca br. organizatorzy protestu spotkali się w Warszawie z minister infrastruktury i rozwoju Marią Wasiak. – Usłyszeliśmy szereg obietnic, ale żadnego konkretu, pomysłu na rozwiązanie naszych problemów – poinformował „Tygodnik Podlaski” Jarosław Jakoniuk, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników w Białej Podlaskiej.

Transportowcy mają dość bierności polskiego rządu w kwestii ich problemów i braku reakcji wobec niemieckich przepisów o minimalnym wynagrodzeniu i o konieczności wysyłania do niemieckiego urzędu celnego informacji o pracownikach przebywających czasowo w tym kraju; dokumentacji – dodajmy – sporządzonej w języku niemieckim! Moskwa nas niszczy, Berlin rujnuje Pod hasłem „Moskwa nas niszczy, Berlin rujnuje – polski rząd na to nie reaguje” ok. 250 samochodów ciężarowych z Białej Podlaskiej, Radzynia, Międzyrzeca i Łukowa uformowało kolumnę i żółwim tempem ruszyło w stronę polsko- -białoruskiego przejścia granicznego.

Po przybyciu do Koroszczyna przewoźnicy zajęli dwa pasy przeznaczone do odprawy ciężarówek, pozostawiając jedynie jeden pas odpraw. Następnie wywiesili transparenty i hasła. Protest trwał od godz. 10 do 17.

Jak zapewnił Jarosław Janicki, rzecznik bialskiej policji, demonstracji byli zdyscyplinowani, nie stwarzali zagrożenia W drogowym proteście przy przejściu granicznym w Koroszczynie wzięło udział 250 tirów blokując wjazd na terminal odpraw dla samochodów ciężarowych dla innych uczestników dróg, wykonywali zalecenia policji.

– Monitorowaliśmy przebieg tej akcji. Oczywiście w godzinach protestu wystąpiły utrudnienia w ruchu na „dwójce” ale nie było incydentów, które zagrażałyby bezpieczeństwu – wyjaśnił Jarosław Janicki.

Protest skomplikował pracę służbom celnym. Odprawy ciężarówek, które chciały wyjechać z Polski były niemożliwe. O ustalonej godzinie przewoźnicy powrócili do swoich baz, jednakże w firmach transportowych wrze. Warszawa nie słyszy, czy usłyszy Bruksela?

– Naszym firmom grozi bankructwo, ludzie są zdesperowani. Boję się, że przy następnym proteście jego przebieg może wymknąć się spod kontroli. Wiele osób nie zamierzało ukończyć protestu o wyznaczonym czasie.

Mówili: »możemy stać tu znacznie dłużej, bo jaki sens jest wracać?« – powiedział tuż po zakończonej demonstracji prezes Jarosław Jakoniuk. Organizatorzy protestu w środę 25 marca zorganizowali pikietę w Brukseli, a tym samym usiłowali zwrócić uwagę przywódców unijnych na ich problemy. Nadal oczekują od rządu konstruktywnego dialogu oraz wprowadzenia takich rozporządzeń, które zapobiegną upadkowi rodzimych firm transportowych.

Czy te głosy zostaną usłyszane? I czy nadejdzie w czas „reanimacja” dla naszych rodzimych firm transportowych?