Straciła pracę, bo… zajrzała do zamrażarki

W końcu doczekała się wyroku przywracającego ją do pracy i nakazu wypłaty wynagrodzenia za okres pozostawania bez zatrudnienia w wysokości trzymiesięcznych poborów.

28 lutego 2014 roku pani Małgorzata została w pracy po godzinach. Do magazynu znajdującego się w piwnicy zawołała ja koleżanka. Pokazała zamrażarkę wypełnioną po brzegi żywnością w pomieszczeniu do tego nie przeznaczonym. Pochylone nad zamrażarką kobiety zostały zauważone przez inną pracownicę szkoły.

– Zaczęła nas wyzywać, że jesteśmy złodziejkami i zapowiedziała, że o wszystkim poinformuje dyrektorkę – opowiada pani Małgorzata. Dyrektor Doroty Herdy w szkole już wtedy nie było.

– W poniedziałek, 2 marca, rozpoczęłam pracę o godz. 9 i niezwłocznie poinformowałam panią dyrektor o zaistniałej sytuacji – wyjaśnia pani Małgorzata. – Byłam zaniepokojona, bo żywność znajdowała się w pomieszczeniu, w którym być jej nie powinno, a przecież moje wnuki korzystają ze szkolnej stołówki – dodaje.

Dorota Herda na początek powołała komisję inwentaryzacyjną. Ta, na podstawie faktur i raportów dziennych, miała stwierdzić braki na stanie magazynu. – O ingerencji osób niepowołanych w żywność zgromadzoną w magazynie poinformowaliśmy Sanepid, nakazano nam utylizację tych produktów – informowała dyrektorka szkoły.

Kilka dni później pani Małgorzata otrzymała wezwanie do zapłacenia kosztów utylizacji. Nie poczuwała się do winy i płacić nie zamierzała. – Rzekoma ingerencja w żywność ograniczyła się do wejścia do pomieszczenia, ponadto posiadałam aktualną książeczkę zdrowia z badaniami uprawniającymi mnie do kontaktu z żywnością – wyjaśnia.

Na niewiele się to zdało, 20 marca 2014 roku rozwiązano z nią umowę o pracę „z powodu ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych”. Zaraz po tym dowiedziała się, że dyrektor zgłosiła sprawę na policję. Miało chodzić o „włamanie i kradzież” 4,5 kg mięsa.

Składając wyjaśnienia na policji stwierdziła: „Należy przypuszczać, że doszło do ingerencji w dokumentację dotyczącą raportów dziennych oraz raportów magazynowych, w celu wykazania nadwyżki produktów, jakie zdeponowano w zamrażarce. Można przypuszczać, że w czyimś zamyśle produkty z zamrażarki nie miały trafi ć do uczniów, lecz do osób nieuprawnionych”.

Wyjaśnienia nic nie dały. Policja skierowała sprawę do sądu i obie panie w wyroku nakazowym uznano winnymi kradzieży artykułów spożywczych. Nie poddały się i złożyły odwołanie od wyroku.

20 lutego bieżącego roku radzyński Sąd Rejonowy uniewinnił je od zarzutów. Korzystny dla pani Małgorzaty był także wyrok, który zapadł w Wydziale Pracy bialskiego Sądu Rejonowego – przywrócenie do pracy i zasądzenie wypłaty wynagrodzenia za okres pozostawania bez pracy w wysokości trzymiesięcznych poborów.

Warto zaznaczyć, że z pracy została zwolniona jedynie pani Małgorzata, zatrudniona w Szkole Podstawowej w Rogoźnicy. Jej koleżanka nadal pracuje w miejscowym Gimnazjum. Ówczesny dyrektor tej placówki Andrzej Małek uznał, że nie ma żadnych podstaw do zwolnienia jej z pracy.

Wyroki, które zapadły w sądach w Radzyniu Podlaskim i Białej Podlaskiej są nieprawomocne. Dyrektor Dorota Herda wystąpiła o ich uzasadnienie i zapowiada odwołania. Niechętnie wypowiada się na ten temat wypowiada i zabrania cytowania jej wypowiedzi. W krótkiej rozmowie stwierdziła jedynie, że nigdzie pani Małgorzaty nie oskarżała, nie donosiła na nią i jej nie pomawiała. Zaznaczyła, że to policja postawiła zarzuty. Dlaczego więc zamierza odwoływać się od wyroków? Tego nie wyjaśnia.