Co ma bocian do świniaka

Dramatyczny niedobór opadów, szczególnie w centrum i na zachodzie Polski, spędza sen z powiek… bocianom. Zimny i suchy maj, niski stan wód gruntowych i generalny brak wilgoci po bezśnieżnej zimie oznaczają puste żerowiska na łąkach i polach, a bardzo uboga dieta to ograniczone do minimum i wykluwające się późno lęgi. Przyrodnicy już załamują ręce: ten rok przyniesie rekordowo małą liczbę odchowanych młodych bocianów: także w gniazdach na Południowym Podlasiu, np. w okolicach Międzyrzeca. Co gorsza, dla młodych boćków prognozy pogody nie zapowiadają się najlepiej – pożywienia dalej będzie skąpo. Może być więc tak, że młodziaki nie zdążą na tyle nabrać sił, by znieść trudny jesiennego odlotu na południe i tegoroczny przychówek poniesie dodatkowe straty. Swoją drogą, pogoda tylko pogorszyła bociani dramat, którego praprzyczyną są kurczące się żerowiska na skutek rozkwitu upraw monokulturowych, głównie rzepaku i kukurydzy, które powstają w miejsce łąk. Można powiedzieć: „a co nas obchodzą bociany? Przyroda da sobie radę!” Rzecz w tym, że bocianie lęgi pozostają w ścisłym związku z falą nadchodzących problemów, jakie oznacza susza, nawet bezpośrednio oddalona od Południowego Podlasia.

Niech nas nie zwiodą jednodniowe opady z minionego tygodnia. Były za małe, by odwołać alarm o suszy, którą zapowiadaliśmy w „Tygodniku Podlaskim” na początku maja, gdy jeszcze nikt o braku wody głośno nie mówił. I mała to pociecha, że na Południowym Podlasiu brak wody w glebie nie doskwiera tak, jak np. w Łódzkiem, na Kujawach, czy wschodnim Mazowszu.

Zboża nie obrodzą…

W wielu miejscach Polski na skutek bezśnieżnej zimy i braku deszczów od marca do końca maja uprawy i ozime, i jare rokują słabo i nie ma co liczyć na dobre plony. Najgorzej sytuacja wygląda na glebach lekkich, trochę lepiej na ciężkich, ale też nie jest to sytuacja dająca podstawy do optymizmu. W niektórych regionach województwa łódzkiego sprawy wyglądają tak źle, że rolnicy już zapowiadają, że nie będzie żniw, tylko wyjadą na pola talerzówką… Nawet jeśli zboża wzrosły, to suchy maj przypadł w krytycznym momencie dla rozwoju uprawianych roślin: w okresie kłoszenia i kwitnienia. Zboże w tym roku ma słabiej wykształcone kłosy, o zmniejszonej ilości ziarna.

Także dla innych upraw rokowania nie są najlepsze. Brak wody odbił się na kondycji krzewów owocowych oraz truskawek. Problemy są z uprawami, które wysiewane były późno, wśród warzyw gruntowych. Rośliny rzepaku „gubiły” łuszczyny, a wysokobiałkowe słabo kwitły, mają mało strąków, są dodatkowo przerzedzone i niskie. Nie rokuje to wysokich plonów. Również na uprawach kukurydzy notuje się bardzo spowolniony rozwój. Pisaliśmy na początku maja, że opady muszą przyjść na tyle wcześnie, by rozmiękczyć suchą skorupę I sprawdziło się, niestety, niedaleko Podlasia, bo na np. na Zamojszczyźnie, opady deszczu, wystąpiły późno, gdy rośliny zdążyły już zredukować zarówno obsadę, kłosy, jak i łuszczyny, i uprawy mają niską jakość.

…więc z paszami będzie krucho

Już z tej charakterystyki wynika, że zbiory zbóż będą znacząco słabsze jakościowo i ilościowo, podobnie będzie z kukurydzą. „Mądrej głowie dość dwie słowie” – gdy tylko zaczną wyczerpywać się zapasy ziarna zebranego podczas ubiegłorocznych zbiorów, zaczną drożeć pasze i będzie to proces odczuwalny w całym kraju. A więc w trudniejszej sytuacji znajdą się teraz gospodarstwa z produkcją zwierzęcą – będą musiały ponieść koszty zakupu dodatkowych pasz, by przetrwać do następnych zbiorów i nie likwidować produkcji.

Oznacza to, że pogłębi się np. kryzys strukturalny w chowie trzody chlewnej: chodzi zarówno o wielkość stada trzody chlewnej, jak i zaobserwowane w ciągu ostatnich miesięcy bardzo niepokojące zmiany w jego strukturze. Już od dwóch lat senator Południowego Podlasia Grzegorz Bierecki w swoich oświadczeniach alarmuje, że w latach 2007-2014 dramatycznie zmniejszyło się pogłowie trzody chlewnej: z 19 mln sztuk do nieco ponad 10 mln w ostatnich dwóch latach. Co gorsza jednak, w polskich hodowlach jest za mało loch i za mało rodzi się prosiąt – ich pogłowie proporcjonalnie spadło o 9-10 procent. W to miejsce importuje się prosiaki i warchlaki, a nawet całkiem wyrośnięte tuczniki. Inaczej mówiąc – przestaje się hodować świnie, a gospodarstwa przechodzą wyłącznie na tucz. Taki typ hodowli, w sytuacji znacznej „posuszowej” podwyżki cen pasz i przy utrzymujących się bardzo niskich cenach skupu żywca, może oznaczać, że za kilka miesięcy będziemy mieli prawdziwą – nomen omen – rzeź wśród hodowców trzody…

Susza na polach, ale nie w papierach

Swoją drogą opisywane sprawy po raz kolejny pokazują, jak w praktyce działa opanowana przez PSL administracja rolna i jak rzetelnie sprawy rolnictwa (było nie było trzeciej branży eksportowej całej polskiej gospodarki) są prezentowane w ofi cjalnych mediach. Oto szacuje się, że w zależności od typu gleby i rodzaju uprawy można mówić o suszy glebowej na obszarze od 15 do 30 proc. gmin w Polsce, a mierząc to areałem gruntów ornych – na 5-10 proc. gleb, skupionych w 11 województwach: wielkopolskim, kujawsko- pomorskim, łódzkim, lubuskim, dolnośląskim, opolskim, pomorskim, mazowieckim, zachodniopomorskim, warmińsko-mazurskim i śląskim.

Robi wrażenie, prawda? Nie na resorcie rolnictwa. Od suszy polegającej na braku opadów, braku wody w glebie i ciekach wodnych do suszy odnotowanej przez biurokrację, która uruchamia działania osłonowe i pomocowe, droga daleka. Ofi – cjalnie resort rolnictwa twierdzi, że sytuacja nie odbiega od normy. A ponieważ resort nic nie mówi o suszy, nie ma tematu dla ofi cjalnych mediów. A skoro nie alarmują media, urzędnicy czują się rozgrzeszeni… Tak zamyka się błędne koło, tylko polski rolnik musi samotnie stawić czoła losowi, tak jak bociany…