Czarna dziura na mlecznej drodze

Zimą wydawało się, że z cenami gorzej być nie może. A tu cena skupu mleka spada i spada; mleczarnie płacą rolnikom nawet i 70 groszy za litr. Marne to pocieszenie, że na Południowym Podlasiu i tak ceny skupu, jak podaje Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka, należą do najwyższych w kraju. Co z tego, że polski rolnik cierpi tak samo jak francuscy farmerzy, którzy w Normandii wyszli na drogi, by upomnieć się o pomoc od państwa? Prezydent Francji z miejsca obiecał im miliard euro dofi nansowania, a u nas… Szkoda gadać!

Unia odleciała

Na nic zdały się wnioski i monity państw członków UE u progu lata o pilną interwencję na rynku mleka, który w całej Europie przeżywa katastrofalne załamanie. Na nic zdał się na początku lipca wspólny wniosek Polski i Czech o „wprowadzenie instrumentów stabilizujących rynek mleka”, czyli – mówiąc po ludzku – podniesienie ceny interwencyjnej produktów mlecznych, bo obecne są kompletnie nieatrakcyjne. Unijny komisarz ds. rolnictwa Phil Hogan nie zgodził się na takie działania, argumentując, że byłby to „zły sygnał w polityce prorynkowej, jaką prowadzi Unia Europejska” – no, kompletny odlot! Minął miesiąc, „polityka prorynkowa” i humor komisarza Hogana mają się świetnie, ale Copa i Cogeca – europejska organizacja zrzeszająca rolnicze związki zawodowe i organizacje spółdzielcze – bije na alarm!

Podczas ostatniej narady nt. rynku mleka UE stwierdzono, że sytuacja „bardzo się pogorszyła” od początku lipca. Ceny skupu są znacznie niższe niż koszty produkcji i wciąż spadają. Wielu producentów mleka w całej Europie znajduje się teraz w krytycznej sytuacji fi nansowej i będzie musiało zarzucić działalność do zimy, jeżeli Bruksela nie podejmie działań nadzwyczajnych, a tylko one mogą pomóc w sytuacji, gdy blisko 90 proc. produkcji mleka trafi a na rynek wewnętrzny UE. Copa i Cogeca proponuje Komisji Europejskiej, aby przyspieszyła wypłacanie płatności bezpośrednich jeszcze przed 1 grudnia, oraz żeby zapewniła, że 700 milionów euro z kar za przekroczenie kwoty 2014/2015 wrócą do sektora, by pomóc rolnikom w rozwiązaniu problemu braku płynności fi nansowej. Z postulatem pilnych działań na rynku mleka w końcu lipca wystąpiła też reprezentacja Parlamentu Europejskiego. Dołek dołków, a co dalej…

Być może kompletna pasywność komisarza Hogana ma swoje źródło w analizach, które mówią, że obecny kryzys to nieunikniony efekt skokowego wzrostu produkcji po zniesieniu 1 kwietnia w Unii Europejskiej systemu kwot produkcji mleka.

Na to nałożyły się niskie poziomy cen mleka i przetworów mlecznych na świecie spowodowane niepewnością, ile surowca z Europy pójdzie na miliardowym rynku Chin, ogromne zapasy przetworów w mlecznym mocarstwie, jakim jest Nowa Zelandia oraz trwające rosyjskie embargo na import żywności z UE. W rezultacie ceny mleka i jego przetworów w 2015 roku są mniej więcej o 30 proc. niższe niż w 2014 roku! A na dodatek do tych perturbacji dochodzi w najniższej fazie rynkowego cyklu koniunkturalnego. Może to oznaczać, że mleczny dołek cenowy przypadnie na jesień tego roku, a potem ceny zaczną się odbijać.

Marne to pocieszenie dla producentów mleka w Polsce, którym „rosa oczy wyje, nim słońce wzejdzie”. Bo złe wiadomości sypią się dziś na nich jak z czarnego wora, a poważne problemy –nawarstwiają. Nasi producenci zastanawiają się, jak dotrwać do jesieni, a nie – jak jesień przetrwać…

Kary i plaga suszy

Bieżące dostawy mogą sprzedawać po cenach poniżej 50-60 procent kosztów produkcji. Jak w takim razie zachować płynności fi nansową? Przez ostatnie kilkanaście miesięcy, gdy od lata 2014 zaczął się dramat ze zjazdem cen, gospodarstwa zużyły nadwyżki fi nansowe, oszczędzać nie ma już na czym, a na głowę sypią się kolejne płatności. I nie chodzi tu nawet o odsetki kredytów inwestycyjnych, które zaciągnęły przeważnie najbardziej dynamiczne i nowoczesne gospodarstwa, ale przede wszystkim o konieczność uregulowania wysokich kar za przekroczenie kwot mlecznych.

Jak podaje Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka, kary za przekroczenie kwoty mlecznej w ostatnim roku kwotowym 2014/2015 zapłaci około 70 tysięcy gospodarstw, czyli prawie połowa producentów mleka w Polsce, a kara może wynieść ponad 70 groszy za kilogram – w skali kraju będzie to 200 mln euro. Choć te płatności rozłożono na trzy raty do 2017 roku, to nawet ta pierwsza rata jest w obecnej sytuacji drastycznym obciążeniem…

Jednak najdotkliwszy cios przychodzi na hodowców bydła mlecznego latem, gdy ujawniły się w pełni skutki suszy. „Już wiadomo, że susza doprowadziła do całkowitego braku II i III pokosu siana i zaczyna brakować paszy objętościowej, choć przecież północna część Lubelszczyzny nie została dotknięta suszą, tak jak centralne i zachodnie regiony Polski” – martwi się Edward Jarmoszuk, przewodniczący Rady Powiatowej Lubelskiej Izby Rolnej w Radzyniu Podlaskim.

Pastwiska w znacznej mierze wyschły. Tylko częściowo sytuację mogą uratować międzyplony wysiane po zbiorze zbóż, przeznaczone na kiszonki.

Stado pod nóż?

Sytuacja zmusza hodowców do uruchamiania żelaznych rezerw pasz, które miały czekać do sezonu zimowego, bo siana nie da się niczym zastąpić. Chyba, że ma się pieniądze na zakup pasz na rynku. Ale właśnie gotówka jest tym, czego hodowcom bydła mlecznego najbardziej dziś brakuje… Nadchodzi więc nieuchronnie czas, że dla wielu hodowców alternatywą stało się, mówiąc eufemistycznie, zredukowanie części stada mlecznego, choć jego budowanie zajęło lata i pochłonęło majątek. Z naszych informacji wynika, że już teraz widać rosnący napływ zwierząt do rzeźni, co zresztą natychmiast odbiło się na cenach skupu bydła.

Ale pytanie zasadnicze brzmi: z czego odbudować w przyszłości stado, które dziś trzeba przeznaczyć pod nóż?