Niepokój matki o dzieci

Panią Monikę życie obarczyło ciężkim bagażem doświadczeń. Jej dzieci zabrano do placówki opiekuńczej, bo nie radziła sobie… i popadła w alkoholizm. W Domu Dziecka w Komarnie podczas odwiedzin dzieci spotkała się z pedagogiem. Te rozmowy i miłość do dzieci pozwoliły uzależnionej kobiecie znaleźć siły do podjęcia terapii.

– Przeszłam leczenie, nie piję. Nie powrócę do nałogu, zależy mi na dzieciach – zwierza się.

Matka regularnie odwiedzała dzieci, zawsze starając się o dobry kontakt z nimi. Decyzją dyrekcji placówki dwoje dzieci zostało przeniesione do Szach, a czwórka pozostała w Komarnie. Kilka miesięcy temu jej córka przebywająca w Szachach zaczęła uskarżać się na złe traktowanie przez wychowawców.

– Dwoje wychowawców znęca się nad moją córką psychicznie i fizycznie. Stosują wobec niej wymyślne kary. Będę walczyła o godność moich dzieci – zapowiada zdeterminowana matka. Dodaje, że jej dzieci sprawiają problemy wychowawcze, jednak nie godzi się na środki zaradcze, jakie podejmuje tych dwoje wychowawców.

Szukanie pomocy

Swoje zastrzeżenia i uwagi skierowała do radnego miasta, Eliasza Iwana. Prosiła radnego o pomoc, gdyż czuje się bezsilna wobec tego, co się dzieje; nikt nie chciał jej nawet wysłuchać.

Radny skontaktował się z MOPS oraz wystosował pismo z prośbą o interwencję do bialskiego sądu rodzinnego – o sprawdzenie czy dobro dzieci nie jest naruszane oraz poprosił o wyjaśnienie tej kwestii dyrektora Domu Dziecka w Komarnie, gdyż placówka w Szachach podlega tej jednostce.

– Sprawa ta budzi niepokój i musi być wyjaśniona – stwierdza Eliasz Iwan. Niestety, po interwencji radnego relacje między matka a placówką opiekuńczą jeszcze bardziej się zaostrzyły. Pani Monika mówi, że przez ujawnienie nieprawidłowości – ucierpiały jej dzieci.

Bożena Szyc, zastępca dyrektora bialskiego MOKS twierdzi, że nigdy wcześniej nie wpływały skargi na pracowników i opiekunów tych placówek. Jednak przyznaje, że najczęściej rodzice nie interesują się losem dziecka oddanego do placówki opiekuńczo – wychowawczej. Pani Monika zaś zawsze miała dobry kontakt z dziećmi.

– Nawet gdy dzieci sprawiają problemy wychowawcze, to przecież tam pracują specjaliści, którzy powinni wiedzieć, jak zaradzić takim sytuacjom – stwierdza Bożena Szyc.

Dyrektor zaprzecza

– Nie chcę o tym rozmawiać. To są oszczerstwa. Obszernie odpowiedziałem na pisma, jakie otrzymałem w tej sprawie – ucina rozmowę Piotr Malesa, dyrektor Domu Dziecka w Komarnie.

Stoi murem za wychowawcami, ceni ich kompetencje i jest przekonany, że ktoś usiłuje zdyskredytować wysiłki jakie prowadzi od lat jego placówka. Przekonuje, że wielokrotnie wspierał dzieci pani Moniki. Samochód służbowy odwoził je do domu, aby mogły trochę pobyć z mamą. Na czas pobytu w domu – dostawały prowiant. Dzieci były zabierane na atrakcyjny wypoczynek. W tym roku wszystkie otrzymały promocje do następnej klasy, a jedna z córek – wyróżnienie.

– Niestety, pani Monika ma postawę roszczeniową, trudno się z nią współpracuje – dodaje dyrektor.

Fakt, kobieta jest pozbawiona subtelnego języka i zmysłu dyplomacji, może dlatego, że zawiodła ją rodzina, bliscy i społeczeństwo. Jednak czy to tylko roszczenia zagubionej matki? Słowa pani Moniki potwierdza Dominika, wychowanka tej placówki.

– Ten wychowawca (tu pada imię i nazwisko) wyżywał się na nas. Często wrzeszczał i przeklinał – mówi Dominika, która już opuściła dom dziecka. Dziewczyna dodaje, że pracują tam również wspaniali ludzie, jak pani Małgorzata czy pani Kasia. Oceny pracujących tam ludzi są różne, czy zatem problem jaki został przedstawiony przez panią Monikę można potraktować jako złośliwość roszczeniowej matki?