Jesień – niebezpieczna pora dla cyklistów

1 października, po godzinie 18. Ostre słońce nisko nad horyzontem. Prosty odcinek drogi koło Sitna. Rekreacyjnie rowerem szosowym jedzie 53-latek z Międzyrzeca Podlaskiego. Nagle najeżdża wprost w niego od tyłu osobowe volvo. Niczego nie spodziewający się rowerzysta nie ma szans. Ginie na miejscu. Kierowca osobówki jest trzeźwy. Tłumaczy, że oślepiło go zachodzące słońce i do końca nie widział człowieka przed sobą.

3 października, godzina 19. Zapada zmrok. Ulica Brzezińska w Czemiernikach. Na rowerze jedzie 61-letni mężczyzna. Rower nie ma świateł, a rowerzysta – odblasków. Gdy kierująca osobowym volkswagenem 40-letnia mieszkanka Czemiernik spostrzega w świetle reflektorów rowerzystę jest już za późno, nie ma szans na żaden manewr i najeżdża na cyklistę, który pomimo prowadzonej reanimacji umiera na miejscu wypadku. Kierująca osobówką była trzeźwa 7 października, około godz. 15, przejście dla pieszych na ul. Dąbrowskiego w Radzyniu Podlaskim. 15-latek na rowerze chce przejechać się na drugą stronę.

Zamiast zatrzymać się i przejść po „zebrze”, zjeżdża z chodnika wprost pod nadjeżdżające auto, którego kierowca nawet nie miał czasu na reakcję. Chłopak odnosi obrażenia, wymagające natychmiastowego transportu do szpitala…

Czy jestem widziany?

Policjanci badają wszystkie okoliczności tych zdarzeń i dopiero w toku dochodzenia zostaną jednoznacznie wskazane przyczyny wypadków. Jednak nawet bez policyjnego werdyktu można wskazać na wspólny element tych trzech zdarzeń: kierujący autem do chwili zdarzenia nie widział rowerzysty.

Czy kierowcy aut mnie widzą i jak widzą? – to kluczowa kwestia dla naszego bezpieczeństwa, gdy wsiadamy na rower i wjeżdżamy na ulicę czy szosę, zwłaszcza poruszając się poza obszarem zabudowanym lub w słabo oświetlonych miejscach. Nie lekceważmy tej sprawy. Statystyki wypadków alarmują: rowerzyści należą do grupy tzw. „niechronionych” uczestników ruchu drogowego, na którą przypada bez mała połowa poszkodowanych w wypadkach drogowych. Ale co najgorsze – jest wśród nich wyjątkowo wysoki odsetek ofiar śmiertelnych. Statystyki wypadków pokazują też, że najgorszy czas dla rowerzystów to właśnie jesień – okres od października do listopada. Choć ze względu na chłód, wiatr i deszcze jeździmy mniej i spada liczba wypadków, to są one w skutkach bardzo groźne dla życia i zdrowia rowerzystów.

Czy jestem dobrze widziany?

Dzieje się tak za sprawą złej widoczności. Nie tylko dlatego, że szybciej zapada zmrok, lecz również ze względu na niekorzystne warunki atmosferyczne: występujące o każdej porze opady deszczu i deszczu ze śniegiem, mżawki oraz pojawiające się często zamglenia.

Te zjawiska ograniczają radykalnie zasięg światła samochodowych reflektorów. A wtedy rowerzysta staje się na drodze niewidoczną przeszkodą. Jest postrachem i zmorą kierowcy, który – jak w opisanych powyżej wypadkach – najeżdża na jadącego cyklistę na pełnej prędkości. Dlatego powinniśmy zadbać, by być widzianymi w każdych warunkach i z takiej odległości, by kierowca miał szansę na hamowanie lub inny manewr.

Pamiętajmy, owszem, zestaw oświetlenia powinien nam ułatwiać jazdę, ujawniając dziury, kamienie czy kałuże na drodze, ale najważniejsza jest świadomość, że powinniśmy nie tylko widzieć, ale i być widzianym.

Jeśli więc decydujemy się na jesienne przemieszczanie się rowerem powinniśmy zadbać, by mieć sprawne i dostosowane do warunków oświetlenie. Zróbmy eksperyment: postawmy się w sytuacji kierowcy – włączmy oświetlenie w naszym rowerze i odejdźmy na kilkadziesiąt merów. Czy kierowca zobaczy pełgającą zabłoconą lampkę, zainstalowaną nisko na końcu błotnika? Nie wystarczy, że lampka z tyłu jeszcze świeci. Powinna świecić intensywnie, pulsującym czerwonym światłem (oczywiście nie może oślepiać innych uczestników ruchu).

Uwaga, ważne! Lampki używane jesienią powinny być odporne na wilgoć oraz niższe temperatury. Te, które działały latem, w padającym intensywnie deszczu albo na mrozie mogą odmówić posłuszeństwa. Jeśli taka awaria nastąpi daleko od domu czeka nas albo długi marsz i pchanie roweru albo na poły samobójcza próba jazdy bez oświetlenia.

Miej ograniczone zaufanie

Dla radykalnej poprawy swojego bezpieczeństwa rowerzyści powinni jesienią zakładać jasną odzież oraz odblaskowe elementy na nogawki spodni, kask i plecak. Jeśli ktoś nie jest o tym przekonany, to przekonają go liczby – kierowca (przy włączonych światłach mijania) widzi ubraną na ciemno postać dopiero z odległości 25-30 metrów. Zakładając, że auto jedzie z prędkością 60 km/h, w ciągu sekundy przebywa 17 metrów, czyli kierowca na reakcję ma 1,5 sekundy. Z badań wynika, że w tym czasie przeciętny człowiek zdąży położyć stopę na pedale hamulca, ale nic więcej. Jasne ubranie powoduje, że pieszy staje się widoczny z 50 metrów, a dodatkowe elementy odblaskowe wydłużają ten dystans do 130-160 metrów.

To oznacza, że kierowca ma nawet trzy razy więcej czasu na reakcję: zdąży więc nie tylko wcisnąć hamulce, ale zadziałają wszystkie mechanizmy auta, co pozwoli na zwolnienie i zatrzymanie na mokrej zwykle nawierzchni… Jesienią także rowerzyści powinni zmienić styl jazdy. Przede wszystkim jeździć wolniej, zwłaszcza na mokrej, pokrytej kałużami nawierzchni, liczyć się z podmuchami wiatru, które mogą nagle zmienić tor jazdy, a także uważać na hamowanie w miejscach, gdzie może być ślisko, np. tam, gdzie na drodze leży warstwa mokrych liści.

Stosujmy też zasadę ograniczonego zaufania w stosunku do kierowców, czyli nie liczmy, że zobaczą nas na pewno w świetle reflektorów. Mogą, ale wcale nie muszą. A wtedy nieszczęście gotowe…