Chińczyk nas nakarmi

Do tego, że w marketach kupujemy czosnek i pomidory z chińskich pól, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Kto chciał, ten kupował, bo była alternatywa w postaci rodzimych warzyw i produktów. Jednak perspektywa, że duża część żywności dostępnej na półkach jednej z najpopularniejszych sieci handlowych w Polsce niedługo może pochodzić z importu z Azji, musi budzić zdumienie i niepokój: tak konsumentów, jak i rodzimych dostawców.

Jeden z portali ekonomicznych podał niedawno, że portugalski właściciel sieci sklepów Biedronka zamierza założyć fi rmę, która ma z Azji sprowadzać żywność. Co więcej – Biedronka chce wybudować w Polsce fabrykę gotowych dań, które będą powstawały z chińskich półproduktów.

Sprawa pozostawałaby w głębokiej tajemnicy, gdyby nie konieczność złożenia wniosku o zgodę Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta na działanie specjalnej spółki w Polsce, założonej przez Jeronimo Martinsa (właściciel Biedronki) oraz fi rmę handlową z Hongkongu.

Z informacji UOKiK wynika, że „przedmiotem działalności będzie świadczenie usług sprzedaży hurtowej oraz obsługi importu produktów oraz półproduktów spożywczych, jak również produkcja azjatyckich dań gotowych oraz ich dystrybucja”.

Dla portugalskiego koncernu tego typu działania to sprawdzony już sposób na zyski: oszczędzać na czym się da i oszczędzać, ile się da. Jeronimo Martins w Portugalii zakłada własną mleczarnię. W Polsce pod Warszawą, gdzie jest centrum dystrybucyjne, Biedronka buduje własną fabrykę zup. Ponoć inaczej się tego biznesu nie da prowadzić, bo kupujący domagają się, żeby było taniej, jeszcze taniej, taniej niż najtaniej.

Jeśli jednak Biedronka dopnie swego, wielkie straty poniosą jej polscy dostawcy żywności. W imię cięcia kosztów zostaną wyeliminowani. Choćby polscy sadownicy, którzy liżą rany po rosyjskim embargo, znów mogą ponieść straty, bo Chiny to ilościowo największy producent jabłek i nie omieszka ulokować na naszym rynku dodatkowego kontyngentu owoców. Ba, nie tylko rolnicy mogą mieć pod górkę. Przecież stracą nawet polskie fi rmy transportowe i logistyczne, bo sieć sama sprowadzi i przechowa chińskie dostawy. A co, jeśli śladem Biedronki pójdą i inne sieci handlowe?

Osobny problem to jakość żywności, którą będzie oferować Biedronka. To jasne, że Sanepid i inne służby nie dopuszczą na półki towaru ewidentnie szkodliwego lub przeterminowanego. Chodzi o to, że może to być żywność jakościowo i pod względem walorów odżywczych o klasę niższa od polskiej, a jej jedyną zaletą będzie to, że będzie najtańsza.

Że nie są to gołosłowne obawy wspomnijmy o fakcie, który może stać się ponurym komentarzem do planów Biedronki. Otóż w Chinach przebojem na rynku żywnościowym jest… polskie mleko w proszku. Kupują je tam masowo młode mamy od czasu, gdy wybuchła tam afera z dostawami skażonego mleka od chińskich krów, na skutek czego wiele dzieci ciężko się rozchorowało. Polskie mleko i w ogóle nasza żywność jest w Chinach ceniona i ma wysoką markę. Zdobyła uznanie jako zdrowa i smaczna, bo pochodząca z czystych i nieskażonych pól, wyprodukowana przy umiarkowanym, przynajmniej na tle chińskiego rolnictwa, użyciu nawozów, pestycydów i innej chemii. I teraz od tej naszej, polskiej, żywności chcą nas samych odciąć zagraniczne sieci handlowe…