MISJONARZ MUSI UMIEĆ ROBIĆ WSZYSTKO

Pragnienie niesienia pomocy ludziom najbardziej potrzebującym, żyjącym w skrajnym ubóstwie, samotnym i chorym Siostra Gabriela miała od wczesnego dzieciństwa.

– Gdy była małą dziewczynką wieszała na słomianej macie obrazki dzieci z Afryki” – wspomina swoją rodzoną siostrę Adam Chodziński, zastępca prezydenta Białej Podlaskiej.

Dziecięce marzenia skrystalizowały się, gdy była uczennicą bialskiego Liceum Ogólnokształcącego im. J.I. Kraszewskiego. Wówczas postanowiła wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Misjonarek.

– Zakładałam wyjazd do Afryki, życie przyniosło coś zgoła innego, a mianowicie Boliwię, miasto Oruro w Andach,położone 4 tysiące metrów nad poziomem morza – wyznaje siostra Gabriela. Wyjazd stanowił prawdziwe wyzwanie, przede wszystkim zmierzenie się z ciężkimi warunkami – na tej wysokości ludzki organizm najczęściej ma problemy z adaptacją – oraz z surowym klimatem: nocą temperatura spada do – 18 stopni.

Siostra zderzyła się zupełnie inną kultura, obyczajami, językiem i co najistotniejsze: z odmienną mentalność. Rdzenni mieszkańcy miasta są nieufni, zamknięci, nie mają potrzeby nawiązywania kontaktów z nowo poznanymi ludźmimi. Na ich zaufanie należy zapracować.

Nie święci garnki lepią

Misjonarki w boliwijskim mieście Oruro prowadziły prace wykończeniowe w nowo wybudowanej świątyni, otworzyły świetlicę środowiskową, obecnie pracują w domudziecka, wspomagają chorych w szpitalach, nauczają religii…

– Misjonarz musi potrafić robić wszystko. Nigdy nie wiadomo, jakimi wyzwaniom przyjdzie mu sprostać wyjaśnia siostra Gabriela.

Warto pamiętać, że w krajach misyjnych znaczna część społeczeństwa to ludzie ubodzy. Oczywiste dobra jakie posiada Europejczyk: dostęp do wody bieżącej, centralne ogrzewanie , opieka medyczna są poza ich zasięgiem. Dzieci najczęściej pozostawione są samym sobie, co najwyżej opiekuje się nimi starsze rodzeństwo.

Posiłek jaki otrzymują w świetlicy u sióstr misjonarek często bywa jedynym
w ciągu dnia. W świetlicy również odrabiają lekcje, bawią się, uczestniczą w zajęciach edukacyjnych. Rodzice nie mają czasu, aby zająć się dziećmi, muszą ciężko pracować, aby zapewnić minimum egzystencjalne.

Misjonarz musi być kierowcą, budowniczym, osoba sprzątającą, hydraulikiem, psychologiem, higienistką…

– Staramy się być blisko z ludźmi, a w szczególności z osobami chorymi oraz potrzebującymi wsparcia drugiego człowieka – podkreśla siostra Gabriela.

Tradycyjnie czyli po boliwijsku

Boliwijczycy są patriotami. Na każdym obiekcie użyteczności publicznej zamieszczają flagi narodowe. Z wielkim szacunkiem odnoszą się do symboli narodowych. Oddają cześć swoim przodkom, z pietyzmem dbają o swoje tradycje i zwyczaje. Nie chodzi jedynie o folklor czy rękodzielnictwo. Dziadkowie przekazują wnukom historię rodziny, legendy, wiedzę. Mimo że od wieków oficjalnym językiem jest hiszpański, dzieci nadal uczą się języków plemiennych. Katolicy – jak wszędzie – obchodzą święta, ale tym wydarzeniom towarzyszy inna oprawa. W Wielki Piątek na stolach pojawia się 12 potraw (bezmięsnych), na pamiątkę 12 apostołów. Natomiast przed pogrzebem rodzina i grono najbliższych pali fajki, spożywa potrawy i popija piwem. Zaprasza się do domów gości, którzy wcześniej zasłużyli sobie na zaufanie gospodarzy. Odmowa poczęstunku jest źle widziana.

Z Bożą pomocą

Podczas spotkań z siostrą Gabrielą padało wiele pytań. Jedno z nich brzmiało: jak siostra radzi sobie w tak trudnych warunkach? – Pomocą jest właściwa relacja z Jezusem – odpowiada.

Podczas spotkania można było nabyć za dowolną opłatą książkę „Z wysokich Andów. Listy z Oruro” Ewy Chodzińskiej – Siostry Gabrieli.