„Katastrofa”, „budżet tego nie wytrzyma”, „bezsensowne rozdawnictwo” – to tylko niektóre z okrzyków wydawanych przez polityków totalnej opozycji, komentujących przywrócenie przez rząd PiS dawnego wieku emerytalnego – 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Te same argumenty odnaleźć można w niemal każdej liberalnej gazecie. Cel jest prosty: przestraszyć Polaków i wmówić im, że zabraknie pieniędzy na wypłaty emerytur.
Zabezpieczone środki
Z narracją o nadciągającej katastrofie rozprawiła się minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska. Goszcząc w jednej z rozgłośni radiowych wyraźnie podkreśliła, że pieniądze na zabezpieczenie reformy emerytalnej są. Co więcej – wydatki mogą być niższe od tych zabezpieczonych w budżecie.
– Pieniądze na wypłaty emerytur absolutnie są i myślę, że w znacznie wyższych kwotach zabezpieczone, niż okażą się rzeczywiste potrzeby, ale poczekajmy chwilę i wtedy zobaczymy. To, co zostało policzone jako skutki wdrożenia reformy emerytalnej, czyli 9,5 mld zł w roku 2018 – moim zdaniem te skutki będą znacznie niższe – powiedziała na antenie Radia Gorzów minister Rafalska.
Zaufanie i wypłacalność
Według Elżbiety Rafalskiej nieprawdziwe informacje o braku środków podważają zaufanie społeczne do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i całego systemu emerytalnego w Polsce. Pani minister podkreśla, że temu systemowi warto ufać, bo jest to system publiczny, powszechny i z gwarancją wypłacalności.
– Sytuacja FUS jest teraz najlepsza od 2001 roku i ona jest zależna od tego, jaka jest sytuacja na rynku pracy, a ta jest bardzo dobra. Nie ma lepszego, nie ma pewniejszego systemu – mówiła minister Rafalska.
Jej zdaniem ZUS dobrze radzi sobie z przyjmowaniem wniosków od nowych emerytów. W pierwszym tygodniu obowiązywania znowelizowanego prawa wpływało ich do 30 tysięcy dziennie. Potem tempo to znacząco malało.
Nie trzeba się spieszyć
Elżbieta Rafalska apeluje też o to, by się nie spieszyć ze składaniem wniosku emerytalnego.
– Niektóre decyzje będą odłożone w czasie, na drugie półrocze, bo warto poczekać, albo są jakieś inne przyczyny. Chcemy otrzymać pełną trzynastkę, chcemy jeszcze trochę popracować, chcemy poczekać na waloryzację, powiedzmy czerwcową, więc przejdziemy na emeryturę w lipcu – mówiła w Radiu Gorzów Elżbieta Rafalska.
Mechanizm jest prosty – czym później skorzystamy z prawa do emerytury, tym wyższe będzie otrzymywane świadczenie. Politycy PiS podkreślają bowiem, że podstawowym celem reformy – kluczowej obietnicy wyborczej tej partii – było danie Polakom wyboru możliwości przejścia na emeryturę. Gdy ktoś z nas czuje się na siłach i chce kontynuować karierę zawodową, może to spokojnie robić.
Według danych ZUS w ostatnim kwartale 2017 roku na emeryturę może przejść około 330 tysięcy osób w całym kraju.