Dobro owocuje dobrem

Pod koniec ubiegłego tygodnia, w godzinach  popołudniowych, pan Andrzej  Dziobek, z wykształcenia nauczyciel  wszedł do banku wpłacić pieniądze.   Tam zorientował się, ze nie ma portfela,   w którym oprócz dokumentów   znajdowało się 2 tysiące euro i około   10 tysięcy zł.  

– Wróciłem do kilku miejsc, gdzie jeszcze go miałem. Serce biło mi coraz szybciej na myśl o stracie takiej ilości   pieniędzy i wszystkich dokumentów –   relacjonuje pan Andrzej.  

Niestety, poszukiwania zakończyły się fiaskiem.  

– Prawdę mówiąc, nie wierzyłem, że do   mnie wróci. Czytałem o przypadkach,   gdy dokumenty lądowały w śmietniku,   nawet nie zostały wysłane do właściciela,   a co dopiero mówić o oddaniu   pieniędzy! – dodaje pan Andrzej.  

Już po godzinie okazało się, że jego   przypuszczenia były bezpodstawne.  

– Mój portfel znalazła pani Barbara, mieszkanka Konstantynowa. Z dokumentów odczytała moje nazwisko i zaryzykowała   twierdze, że jestem spokrewniony z człowiekiem, który kiedyś   wykonywał w jej zakładzie pracy   naprawy elektryczne. W ten sposób   zadzwoniła do mojego ojca.  

W tym przypadku zadziałał efekt domina. Jedno drobne pozytywne zdarzenie   uruchomiło następne. Pan Andrzej   Dziobek kilka dni temu w dyskoncie   spożywczym przy ulicy Orzechowej   znalazł zupełnie nowego smartfona.   Wcześniej wydawało mu się, że widział   z nim młodą kobietę. Potem zniknęła   mu z pola widzenia. Oddał zgubę kierowniczce   sklepu a zaraz potem pojawiła   się w nim właścicielka telefonu.  

– Są jeszcze uczciwi ludzie na świecie. Naprawdę trzeba w to wierzyć. To taki mały cud, jak na Boże Narodzenie – mówi pan Andrzej.  

Zaproponował pani Basi 10% znaleźnego, ale stanowczo odmówiła.  

– Nie chciała żadnej finansowej gratyfikacji, mimo iż wielokrotnie nalegałem. Teraz wyjeżdżam służbowo, ale   przed Świętami wrócę i wtedy zamierzam   spotkać się z moją wybawczynią   raz jeszcze. Już planuję zakup bożonarodzeniowego   kosza pełnego prezentów   – deklaruje pan Andrzej Dziobek.   – Dzięki takim ludziom jak pani Basia   powraca moja wiara w ludzi – dodaje.

Pani Barbara nie dość, że nie chciała przyjąć należnego jej „znaleźnego”, to pragnie zachować anonimowość, odmówiła   nam również – po dłuższym   namyśle – wypowiedzi.