ŚWIAT NIE SKŁADA SIĘ TYLKO Z WATY CUKROWEJ I KUCYKÓW

– Zaproszenie do Radzynia traktuję jako wyróżnienie, a za wielki zaszczyt uważam fakt, że mogłem odsłonić tabliczkę obok takich podróżników jak Elżbieta Dzikowska, Marek Kamiński czy Aleksander Doba – powiedział Szymon Radzimierski na Skwerze Podróżników przed rozpoczęciem spotkania z radzynianami, poświęconemu swej podróży do Etiopii, której plonem stała się druga z jego książek pt. „Dziennik Łowcy przygód. Etiopia. U stóp góry ognia”.

Szymon okazał się nie tylko wspaniałym gawędziarzem, ale i prawdziwym showmanem. Swoją opowieść o podróży, którą odbył w towarzystwie rodziców, przeplatał pokazem slajdów, filmów i egzotycznych rekwizytów. Na wstępie zaś rozdał wśród publiczności kilka pustych plastikowych butelek, których tajemnicę zdradził dopiero pod koniec spotkania. Podróże to nie tylko przygody, egzotyczne krajobrazy i zwierzęta. Dzięki nim poznał dzieci mieszkając w chatkach bez prądu, bez wody, zamiast nauki w szkole spędzające dnie na pasaniu kóz. 

– Było mi przykro, kiedy to widziałem. Ale to dzięki podróżom nauczyłem się, że świat nie składa się tylko z waty cukrowej i kucyków – wspomina Szymon. Chyba najbardziej ekstremalną rzeczą, jaką zrobił w Etiopii, było karmienie dzikich hien. 

– Tam jest taka tradycja, przekazywana od pokoleń z ojca na syna, że wieczorem pod murami miasta mężczyzna przywołuje z buszu dzikie hieny i karmi je kawałkami mięsa. To po to, aby nie atakowały zwierząt i ludzi, co zdarzało się w przeszłości. Muszę przyznać, że kiedy karmiłem hieny trzymając patyk z kawałkiem mięsa najpierw w ręku, a potem nawet w ustach, to czułem, jak krew cierpnie mi w żyłach. To było naprawdę przerażające: zobaczyć otwarty pysk wielkiej hieny tuż przed swoją twarzą. Ale cieszę się, że się na to odważyłem – opowiadał. 

Nie tylko to było przerażające: niedostatek wody, po którą chodzić trzeba wiele kilometrów czy wszechobecność broni, za pomocą które rozstrzygane były wszelkie spory. 

W trakcie podróży poznawał także miejscowe zwyczaje. Młodzi Etiopczycy z plemienia, które odwiedził, za mężczyzn uważali byli po pomyślnym przeskoczeniu nad rzędem byków. Gdy komuś się to nie udało – ginął stratowany przez zwierzęta lub żył w poczuciu wstydu do czasu następnej próby. Ten, który wykonał udany skok, otrzymywał kijek, stołeczek, służący do siedzenia i spania (jego wygodę mogli sprawdzić uczestnicy spotkania), oraz prawo do… sikania na stojąco. 

Wiele miał podobnych spostrzeżeń, ale początkowo ich nie notował, a gdy zaczął to robić, okazało się, że nie musi szukać wydawcy.

– Moje pisanie zaczęło się od prezentacji o podróży do Laosu, którą przygotowałem na lekcję angielskiego w trzeciej klasie. Bardzo się wszystkim spodobała i wtedy pomyślałem, że będę opisywał swoje przygody na blogu. Na początku prowadziłem go tylko po angielsku, żeby ćwiczyć ten język i móc dotrzeć do podróżników na całym świecie, ale później, na prośbę kolegów, zacząłem pisać też po polsku. I to właśnie przez bloga namierzyła mnie pani z wydawnictwa. Napisała do mnie maila, że blog bardzo im się podoba i czy nie chciałbym napisać książkę. To było super wyzwanie. I tak to się zaczęło – wspominał Szymon z rozmowie z Robertem Mazurkiem. 

Na zakończenie zdradził cel rozdania na początku spotkania plastikowych butelek, które my uważamy za śmieci. Spotkał dzieci, które tańcem wypraszały je od turystów. Dla nich był to skarb, bo pozwalały zabrać ze sobą wodę, gdy wychodziły z wioski na całodzienne pasienie zwierząt. 

W trakcie spotkania z Szymonem Radzimierskim rozstrzygnięty został także konkurs plastyczny pt. „Podróż moich marzeń”. Spośród 105 prac jury wyróżniło 11, a autorami najlepszych okazali się Gabriela Długozima (Kl I – III) oraz Damian Rolak (Kl. IV – VII).