Jak komuniści niszczyli adiutanta Łupaszki

 Prawdziwe nazwisko Pawła Jasienicy cała Polska poznała dopiero w 1968 roku, kiedy Władysław Gomułka wskazywał winnych tzw. „wydarzeń marcowych”. Popularny autor historycznych bestsellerów, spod którego pióra wyszły tak poczytne pozycje jak „Polska Piastów” i „Polska Jagiellonów”, okazał się wówczas Leonem Lechem Beynarem. Nie dość, że ujawniono jego prawdziwą tożsamość, to przypomniano też, iż w przeszłości Jasienica był… prawą ręką „Łupaszki”, legendarnego dowódcy V Wileńskiej Brygady AK i oddziałów partyzanckich Wileńskiego Okręgu AK. Jak doszło do tego, że uwielbiany przez Polaków autor książek popularyzujących historię okazał się nagle dla władzy ludowej wrogiem publicznym numer jeden? I jak przetrwał – z taką przeszłością – tak długo, w tak eksponowanym miejscu?

Kalumnie towarzysza Wiesława

Atak na Pawła Jasienicę Gomułka przeprowadził podczas wiecu warszawskiego aktywu PZPR.

–Jego prawdziwe nazwisko brzmi inaczej – perorował komunistyczny polityk. – Nazywa się on Leon Lech Beynar. Co to za osobnik? W lipcu 1948 r. Paweł Jasienica został aresztowany w Krakowie. W toku śledztwa udowodniono mu przynależność do bandy „Łupaszki”, do której wstąpił po zdezerterowaniu z Wojska Polskiego i w której pozostawał do sierpnia 1945 r., pełniąc początkowo funkcję adiutanta, a następnie zastępcy dowódcy bandy. Banda ta grasowała na terenach województwa białostockiego, dokonywała z bronią w ręku napadów na posterunki Milicji Obywatelskiej, na placówki Wojska Polskiego i na ludność cywilną podejrzaną o sympatyzowanie z Polską Partią Robotniczą (…) – propaganda lała się z przemówienia „Wiesława” szerokim strumieniem. 

Kłamstwa i historyczne przeinaczenia nie wystarczyły.

– W toku śledztwa Jasienica przyznał się, że działał w bandzie „Łupaszki” i dopuścił się zarzuconych mu zbrodni. W dniu 3 maja 1949 r. śledztwo przeciwko Jasienicy zostało umorzone z powodów, które są mu znane. Został on zwolniony z więzienia. Należy dodać, że „Łupaszko” i wielu członków jego bandy zostało aresztowanych i skazanych przez sąd na karę śmierci – dodał Gomułka.

Słowa towarzysza „Wiesława” odbiły się oczywiście szerokim echem w prasie. Pawła Jasienicę, który nagle stał się czołowym „wrogiem Polski Ludowej” zaatakowano z wielu stron.

– Paweł Jasienica nadużył wielkoduszności władzy ludowej (… i do dziś pozostał na wrogich pozycjach – grzmiała „Trybuna Ludu”. – To właśnie Beynar „Nowina” zagrzewa bandytów Łupaszki do mordowania białostockich chłopów, palenia wsi i grabieży (…) W ciągu ostatnich lat Jasienica zbliża się do tych grup, które (…) rozpoczęły krecią robotę. Paweł Jasienica zaczął uporczywie dążyć do rozlewu krwi i utopienia w niej Polski wpychanej na drogę wewnętrznej anarchii. Nie udało się specjalistom od „mokrej roboty” zrealizować snu o trupach (…) To nie Polska Ludowa grzebie dobre imię Pawła Jasienicy. To on własnoręcznie je pogrzebał – pisało „Słowo Polskie”.

Cel tych kalumnii wymieszanych z propagandą był prosty. Chodziło o stworzenie wrażenia, iż Jasienica ukrywa swoją prawdziwą tożsamość. Być może jest Żydem? Być może zdradził swoich straconych współtowarzyszy broni? Takie wątpliwości próbował w aktywie PZPR zasiać I sekretarz KC PZPR. Takie zadanie miały liczne publikacje w prasie, które szkalowały Jasienicę. Ponad wszelką wątpliwość trzeba było udowodnić, iż popularny pisarz jest od dawna „wrogiem Polski Ludowej”.

Atak nie był przypadkiem i miał bardzo daleko idące konsekwencje, łącznie z całkowitym zakazem druku. Bezpośrednim powodem wściekłości Gomułki był protest, w który włączył się Jasienica, związany ze zdjęciem z afisza „Dziadów” Kazimierza Dejmka. Autor książek historycznych krytykował też antysemicką kampanię rozpętaną przez władze  i podpisał list do rektora Uniwersytetu Warszawskiego w obronie represjonowanych studentów. Władzy podpadł już wcześniej, ale tym razem wywołał gniew I sekretarza partii.

Jasienica próbował się bronić, słał różnorodne sprostowania i pisma, w których odpowiadał na zarzuty i pomówienia sformułowane przez Gomułkę. Wspomniał, że walkę u boku Zygmunta Szendzielarza zakończył w sierpniu 1945 roku i przypominał, że przesiedział dwa miesiące w więzieniu, z którego wyszedł dzięki interwencji Bolesława Piaseckiego, który za niego poręczył. Dodawał też, że z więzienia zwalniała go sama niesławna Julia Brystygierowa, dyrektor departamentu politycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. – Wyjdzie pan na wolność, zobaczymy, czy się to ojczyźnie opłaci – miała powiedzieć wypuszczając Jasienicę na wolność.

Kim był Leon Lech Beynar?

Historia Pawła Jasienicy zaczęła się znacznie później niż historia Leona Lecha Baynara, który przyszedł na świat 9 listopada 1909 roku w Symbirsku nad Wołgą, gdzie jego rodzina osiadła w połowie XIX wieku. Dzieciństwo spędził na terenie Rosji, u boku starszego brata i młodszej siostry.

Jego rodzina dbała o polską tradycję i czytała polską literaturę. Jak wspominał później Jasienica: „W domu mówiło się tylko po polsku, książek (…) było zawsze sporo, zwłaszcza powieści historycznych”.

11 lat później rodzina Benyarów przeniosła się na Wileńszczyznę. To właśnie w Wilnie Leon ukończył studia na wydziale historii Uniwersytetu Stefana Batorego. Podczas studiów dał się poznać jako człowiek angażujący się życie lokalnej społeczności. Należał do Klubu Intelektualistów, a także do studenckiego Klubu Włóczykijów, gdzie zyskał przydomek „Bachus”. Wybór kierunku studiów nie dziwił nikogo z jego bliskich. Także i to, że Beynar wstąpił „do takiej organizacji, która w ogóle nie miała sztandaru, bo go zastępował olbrzymi dwumetrowej chyba długości kij pielgrzymi, ozdobiony u góry pękiem czerwonych i żółtych sznurów (…)”. Był to wspomniany wcześniej Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich, przez jednych „(…) uważany za tonącą w najdzikszej rozpuście odmianę masonerii, przez innych zaś wyszydzany jako zgromadzenie cnotliwych harcerzyków. (…) my kochaliśmy przyrodę, przestrzeń, plener. Spędzenie niedzieli w mieście hańbiło”- wspominał później pisarz w „Pamiętniku”.

To tu, w czasie studiów, poznał swoją późniejszą małżonkę, Władysławę Adamowicz. Studia Beynar ukończył w 1932 roku, w tym czasie pochłonął go jeszcze kurs chorążych i roczna służba w 1. Pułku Piechoty Legionów w Wilnie.

Krótko po ukończeniu studiów był bezrobotny, żył z udzielenia korepetycji. Na chwilę przed wybuchem II wojny światowej pracował w Grodnie jako nauczyciel. Pracę w szkole łączył z aktywnością na wielu innych polach, był m. in. spikerem w Polskim Radiu Wilno, pisał także dla „Słowa Wileńskiego”, które było redagowane przez Stanisława Cata-Mackiewicza. Jeszcze przed wojną udało mu się wydać pierwszą książkę historyczną, pt. "Zygmunt August na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa".

We wrześniu 1939 roku został zmobilizowany i powołany do 134. Pułku Piechoty. Był dowódcą plutonu, brał udział w walkach nad Narwią i Bugiem. Po podpisaniu kapitulacji trafił do niewoli, z której udało mu się uciec. W 1940 roku wstąpił do Związku Walki Zbrojnej. Przyjął pseudonimy „Wacław” i „Nowina”. Zajął się redagowaniem biuletynu radiowego. Brał udział w tajnym nauczaniu. Jesienią 1942 roku ze Stanisławem Stommą współtworzył tajny uniwersytet powszechny, który działał do 1944 roku.

Brał też udział w walkach o Wilno w lipcu 1944 roku w ramach akcji „Burza”. Miesiąc później walczył z sowietami w pobliżu Grodna. Tam rozbito jego oddział, a Beynar trafił do rosyjskiej niewoli. Wcielono go do Ludowego Wojska Polskiego w Dojlidach, skąd zdezerterował. 

Wspomniany przez Gomułkę okres walki u boku Łupaszki zaczął się od jesieni 1944 roku, gdy Beynar był członkiem słynnej 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Z szeregowego żołnierza awansował do roli adiutanta i zastępcy Zygmunta Szendzielarza. Brygadę Wileńską opuścił w sierpniu 1945 roku, gdy po potyczce z pododdziałem 1 Brygady Pancernej pod Zalesiem został ranny. Paradoksalnie,  to właśnie odniesione wówczas rany uratowały mu życie, bo dzięki nim uniknął losu większości oficerów Brygady skazanych na karę śmierci. Schronienie znalazł we wsi… Jasienica, gdzie miejscowy proboszcz, Stanisław Falkowski, ukrywał go na swojej plebanii. Jak nietrudno się domyśleć, to właśnie od nazwy wsi pochodzi późniejszy pseudonim pisarza, który od tego momentu zaczyna nowy etap swojego życia.

Rzeczywistość powojenna

Nowe życie Pawła Jasienicy zaczęło się w Krakowie w 1946 roku. To tu pisarz podjął pracę w redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Nie było jednak takiego miejsca, w którym mógłby się ukryć na tyle dobrze, aby władza ludowa sobie o nim nie przypomniała. Aresztowano go 2 lipca 1948 roku, w czasie procesów  wileńskich członków Armii Krajowej.

Wolność odzyskał dość szybko, bo już pod dwóch miesiącach.

„27 sierpnia 1948 roku zostałem uwolniony przez Dyrektora Politycznego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Nie spodziewałem się tego wcale. Powiedziano mi: „Wyjdzie Pan na wolność, zobaczymy, czy się to Ojczyźnie opłaci”. Nie podpisywałam żadnych zobowiązań. Nawet zobowiązania do milczenia. Usłyszałem tylko: „Jest pan człowiekiem inteligentnym i sam wie, że nie wolno zdradzać tajemnic śledztwa”- wspominał później.

Po wyjściu z więzienia, w dużym stopniu dzięki staraniom Bolesława Piaseckiego, współpracował krótko ze stowarzyszeniem „Pax”. W maju 1952 roku został członkiem redakcji „Nowej Kultury”. A w 1955 roku osiadł na stałe w Warszawie. W 1960 roku opublikował „Polskę Piastów”, a już trzy lata później „Polskę Jagiellonów”, która doprowadziła go na pierwsze miejsce w plebiscycie „Kuriera Warszawskiego”. Jasienica pomimo ogromnej popularności był nieustannie atakowany przez innych historyków za „mało marksistowskie podejście do tematów badań”.

Pomimo ogromnych sprzeciwów cenzury, „Polskę Jagiellonów” udało się opublikować pisarzowi bez najmniejszych choćby poprawek. Jasienica cały czas działał aktywnie w wielu organizacjach skupiających intelektualistów, angażował się też w wystąpienia krytykujące władze PRL. Był m.in. sygnatariuszem słynnego listu 34, który wystosowano do premiera Cyrankiewicza. W 1965 roku umiera żona Jasienicy, a w 1968 pisarz staje się ponownie obiektem zainteresowania służby bezpieczeństwa.

W materiałach SB wskazywano, iż Jasienica ma problem ze słabością do płci przeciwnej. Chwilę po śmierci żony pisarza, już w 1965 roku, wśród donoszących na niego bezpiece osób pojawiła się agentka o pseudonimie „Ewa”.  Była to Nena Zofia Darowska (po pierwszym mężu, Irlandczyku, O’Bretenny), młodsza od Pawła Jasienicy o 15 lat. Atrakcyjna TW dzięki pomocy służb mocno zbliżyła się do załamanego śmiercią żony pisarza. Wraz z upływem czasu coraz mocniej angażowała się w związek z Jasienicą, aż w 1969 roku zdecydowała się zawrzeć z nim związek małżeński. Swoich opiekunów w Służbie Bezpieczeństwa informowała, że zmiana statusu ich związku nie zmieni jej postawy wobec inwigilowanego. Było to zgodne z prawdą, Zofia Baynar donosiła na męża także po ślubie. Jasienica zmarł w 1970 roku, a jego żona kontynuowała współpracę z SB.