Książka o Białej Podlaskiej już w księgarniach. Rozmowa z autorką „Na Podlasiu. Antonia”

7 września miała premierę książka mieszkanki Białej Podlaskiej Agnieszki Panasiuk – „Na Podlasiu. Antonia”

„Na Podlasiu. Antonia” to pierwszy tom sagi rozgrywającej się na Podlasiu  w drugiej połowie XIX w. Bohaterką każdej części cyklu jest inna kobieta: Antonia, Cecylia i Aleksandra.

Jednak saga jest równocześnie portretem  Białej Podlaskiej i jej mieszkańców oraz całego Podlasia. Postacie drugoplanowe i epizodyczne występujące w cyklu (ziemianie, mieszczanie, duchowni i służba kościelna, lekarze, nauczyciele, sklepikarze, rzemieślnicy, carscy urzędnicy) to w większości postacie autentyczne, historyczne, związane z miastem, ale obecnie zapomniane. Nagrobki wielu z nich można odnaleźć w najstarszej części cmentarza parafialnego w Białej Podlaskiej.

Poniżej prezentujemy rozmowę z autorką książki, którą przeprowadziła Magda Kaczyńska.

„Bohaterowie często kierują moim piórem” mówi Agnieszka Panasiuk, autorka sagi powieściowej „Na Podlasiu”, której pierwszy tom ukaże się 7 września nakładem Wydawnictwa Szara Godzina. Cykl rozgrywa się w Białej Podlaskiej w drugiej połowie XIX wieku. Bohaterkami sagi są trzy kobiety – kolejno  Antonia, Cecylia i Aleksandra. Ale „Na Podlasiu” to również opowieść o mieście i jego mieszkańcach.

Akcja cyklu powieściowego „Na Podlasiu”, podobnie jak pierwszej Pani książki „Podróże serc”, rozgrywa się na tytułowym Podlasiu. To Pani miejsce na Ziemi?

Tak, to moje miejsce na ziemi, mój dom, moja mała ojczyzna. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej. Wyjeżdżając, nawet na krótko zawsze cieszę się, że wracam „do siebie”. Podlasie mnie inspiruje. Walory tego regionu takie, jak: historia, przeszłość, osoby zamieszkujące go przed wiekami, bogactwo przyrodnicze i kulturalne nie zostały jeszcze w pełni odkryte, docenione, zbadane. Moja wyobraźnia ma tutaj duże pole do popisu.

Można się w Pani Podlasiu zakochać. Ja, po przeczytaniu „Podróży serc”, postanowiłam spędzić tegoroczny urlop właśnie tutaj. Czy znajdę tu Podlasie z Pani książek?

Pani i inni Czytelnicy, których moja książka zainspiruje do odwiedzenia Podlasia, na pewno znajdą tutaj wiele z opisanego przeze mnie XIX-wiecznego regionu. Przede wszystkim będą to te same malownicze krajobrazy, dziewicze lasy czy nadbużańskie tereny oczywiście „dotknięte” przez zdobycze cywilizacji, ale wystarczy zjechać z głównej drogi i już przenosimy się w inny, nieskażony świat z  wszechogarniającą ciszą i spokojem. W dobrym gospodarstwie agroturystycznym lub restauracji na pewno znajdą się regionalne potrawy, a część opisanych dworków czy innych budowli to już zabytki.

Wracając do sagi „Na Podlasiu”. Bohaterką pierwszego tomu, który ukaże się 7 września, jest Antonia. Kolejnych, zaplanowanych na 2021 r.: Cecylia i Aleksandra. Dlaczego kobiety?

Jestem kobietą i jakoś nie wyobrażałam sobie, aby głównym bohaterem uczynić mężczyznę ? Po prostu kobiety, jako XIX wieczne bohaterki, są niedocenione, a był to czas kiedy rozwijała się ich świadomość. Chciały zdobywać wiedzę, czuć się niezależne, nierzadko były zmuszone pracować na swój byt, dbać o swoją przyszłość. Po prostu zaczynały brać swój los w swoje ręce tak jak moja Antonia, Cecylia i Aleksandra.

To postacie historyczne?

Nie, akurat główne bohaterki to postaci fikcyjne, zrodzone w mojej wyobraźni.

Ale ich losy determinuje historia. Na przykład Antonia przyjeżdża do Białej po tym, jak traci posadę na pensji dla dziewcząt w Warszawie… 

Tak, i traci pracę właśnie przez historię. Wychodzi na jaw, że jako młoda dziewczyna wraz z ojcem pomagała powstańcom styczniowym. Pozostała przy tym patriotką, która za cel postawiła sobie szerzenie polskiej oświaty pod zaborem rosyjskim. Tymczasem los zadrwił z niej okrutnie i zmusił dziewczynę do podjęcia pracy u znienawidzonych Rosjan. Dlatego swój pobyt w Białej traktuje na początku jako zesłanie, bardzo nieufnie. W miarę upływu czasu, szczególnie po zmianie posady, poznaniu tutejszych mieszkańców, ich obyczajów, tradycji i pracy, jej zdanie o Podlasiu ulega zmianie i zakochuje się w tym miejscu i nie tylko w nim …

A jak ułożą się losy Cecylii i Aleksandry?

Równie burzliwie jak losy Antonii ? Każda z tych kobiet jest inna, ma inny charakter, wywodzi się z innej sfery. Antonia pochodzi z inteligencji. Jej ojciec był lekarzem, ona sama nauczycielką. Jej ambicją jest zmienianie świata, pomoc osobom słabszym od niej, dlatego bierze los w swoje ręce i  popada w rozpacz, gdy coś lub ktoś stanie na drodze realizacji jej planów. Szybko się jednak podnosi i ponownie brnie do przodu. Jest to jedyna bohaterka „Na Podlasiu”, dla której Biała jest miastem nieznanym, przybywa tu z zewnątrz.

Cecylia to zwykła bialska mieszczanka, na owe czasy „stara panna”, nieśmiała i zamknięta w sobie. Spadek po bliskich wymusza na niej „wyjście” do świata. I to otwarcie się na rodzinne miasto i mieszkających w nim ludzi diametralnie zmieni ją i jej monotonne życie.

Natomiast Aleksandra to niespokojny duch, który przed laty postanowił nigdy do Białej nie wracać. Wywodzi się z ziemiaństwa, ale wykonuje oryginalny i dwuznaczny w tych czasach zawód aktorki. Choroba zmusza ją do ukrycia się przed oczami wścibskich dziennikarzy i tak wraca na Podlasie. Ten nieprzewidziany pobyt wymusza na niej zakończenie dawno pozostawionych tu spraw, łagodzi jej wybuchowy temperament i przynosi zmiany, o jakich nawet nie śmiała marzyć.

na zdj. Agnieszka Panasiuk

Bohaterką „Na Podlasiu. Antonia” jest również Biała. Jakie było to miasto, nazywane obecnie Białą Podlaską, kiedy przybyła do niego Antonia?

Antonia przybywa do Białej Książęcej, Radziwiłłowskiej lub po prostu Białej w 1869 roku. Miasto stanowi siedzibę powiatu, co wiąże się z rozbudowanym systemem przeróżnych urzędów carskich i garnizonów wielu formacji wojskowych. Przemysłu prawie nie ma, miasto ma charakter rolniczy, funkcjonują drobne warsztaty. Oświatę reprezentuje jedynie siedmioklasowe Gimnazjum o korzeniach sięgających XVII-wiecznej Akademii Bialskiej i ministerialne, nieobowiązkowe szkoły elementarne. O obcowaniu z kulturą wysoką (np. teatry, koncerty) nie ma co marzyć. Antonia jest po prostu przerażona, gdyż trafiła na głuchą, rusyfikowaną prowincję. W tym momencie jedynym atutem Białej jest posiadanie połączenia kolejowego z Warszawą i jego rozbudowa w stronę Brześcia i dalej, i właśnie dzięki niemu miasto powoli wychodzi ze stagnacji po okresie powstań. Zaczynają docierać tu przemysłowcy, tacy jak Hersz Ber Raabe czy Rudolf Tiber, którzy dostrzegają atuty tego miejsca.

Czy miejsca, o których wspomina Pani  w książce, można znaleźć na planie dzisiejszego miasta?

Oczywiście! Sam dworzec kolejowy zmienił się tylko przez dobudowanie piętra. Modrzewiowy dworek generałowej Bolinowskiej nadal stoi w dębach naprzeciw dworca, chociaż naprawdę jest domem młodszym i zbudowanym dla jakiegoś kolejowego oficjalisty. Układ ulic w centrum Białej Podlaskiej nie zmienił się znacząco, kamieniczki na rynku, czyli obecnie Placu Wolności, Reformackiej, Brzeskiej czy Jatkowej, nadal stoją, tak jak i kościoły czy szkoła, obecnie I LO im. J. I. Kraszewskiego.  Rzeka Krzna nie płynie już przez centrum czterema odnogami, została uregulowana w dwudziestoleciu międzywojennym. Brakuje tylko bryły głównej pałacu Radziwiłłów, ale oficyny, wieża, brama wjazdowa i cały park z wałami zostały pięknie zrewitalizowane tak jak okolice ochronki Sióstr Miłosierdzia stanowiące obecnie siedzibę Caritas. Moja przyjaciółka, która czytała rękopis „Na Podlasiu – Antonia” w czasach, gdy był przeznaczony do szuflady stwierdziła, że po przeczytaniu go inaczej patrzy na nasze miasto.

Na kartach książki pojawiają się autentyczni mieszkańcy Białej. Jak ich Pani znajdowała? 

Zabrzmi to może dziwnie, ale na cmentarzu. Zawsze lubiłam odwiedzać bialską nekropolię przy ulicy Janowskiej. Czasami skracałam sobie drogę z pracy do centrum miasta przechodząc tamtędy i mogłam dokładnie przyjrzeć się najstarszym nagrobkom, wzmiankom o spoczywających w nich osobach. W drugiej połowie XIX wieku na porządny nagrobek stać było niewielu, dlatego najczęściej z tego okresu spotykałam mogiły lekarzy, urzędników, nauczycieli, ziemian. Zainteresowały mnie też foldery rozdawane w czasie kwesty na ratowanie starych nagrobków opisujące, które z nich odrestaurowano, a które wytypowano do renowacji. Później szukałam informacji w literaturze naukowej w Dziale Regionalnym Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej. Nie było tego dużo, więc prawdę historyczną zmieszałam z fikcją literacką.

Czy umieszczając ich w książkowej historii, sięgała Pani – by ich opisać – do swojej wyobraźni, czy też odwoływała się Pani do kronik, listów, pamiętników?

Autentyczni mieszkańcy Białej z opisanego przeze mnie okresu tacy jak doktor Dalecki, doktor Hebda, aptekarz Teodor Ostrowski i jego żona, rodzina nauczyciela Stefana Dolińskiego, radca Karol Huzarski, garncarze czy ziemianie to postaci epizodyczne. Uzyskane przeze mnie informacje historyczne na ich temat są dość skromne i skąpe, dlatego ich charaktery powstały w mojej wyobraźni. Niestety nie znalazłam pozostawionych przez nich źródeł pisanych takich jak listy czy pamiętniki. Wystarczyły mi te lakoniczne informacje, w jakim okresie żyli w moim mieście, jakie pełnili funkcje, co wnieśli do jego rozwoju.

Korzystała Pani z wielu źródeł: metrykaliów, dokumentów, pamiętników… Co było dla Pani największym odkryciem?

Spory zasób wiedzy odnośnie XIX-wiecznych realiów posiadałam jeszcze ze studiów historycznych i z pracy nad artykułami historyczno-obyczajowymi w stylu Jak dawniej na Podlasiu świętowano, które gościły na łamach lokalnego tygodnika „Słowo Podlasia”. Nieodzowną pomoc stanowiły także książki historyczne, regionalne, etnograficzne, dotyczące obyczajów i obrzędowości szczególnie te pozostające w zasobie Działu Regionalnego Miejskiej Biblioteki Publicznej. Chyba każda informacja dotycząca mojego miasta i Południowego Podlasia, której nie znałam była dla mnie czymś nowym, ciekawym. Tak było w przypadku odkrycia, że w miejscu obecnej ulicy Reymonta płynęła rzeka zasilająca fosę zamkową, czy o pobycie w zajeździe Piżyca na ulicy Brzeskiej w 1856 r. samej carowej wdowy Aleksandry Fiodorownej wracającej do Petersburga. Zaskakiwały mnie też ciekawostki nie tylko regionalne, ale dotyczące całego zaboru rosyjskiego. Dla przykładu ówczesna złotówka równała się trzydziestu groszom, a nie jak dziś stu czy to że tak popularna u nas truskawka przybyła do Polski z Anglii w latach 80. XIX wieku.

Czy mogłaby Pani przywołać ówczesne zwyczaje, powiedzenia, kulinaria występujące w książce, które są żywe do dziś?

Na pewno do dziś pozostały zwyczaje, dotyczące głównych świąt chrześcijańskich Wielkanocy i Bożego Narodzenia. Można tu wymienić choćby śmigus-dyngus, malowanie pisanek, przygotowywanie kutii na Wigilię czy rozpoczęcie jej kolędą (czyli wejściem głównego gospodarza domu z pękiem siana w dłoni i ułożeniem go pod biały obrus), a także zwyczaj wicia dożynkowych wieńców. Upodobania kulinarne zmieniły się znacznie, części potraw już się nie przyrządza, ale porządne wesele nie może obejść się bez sękacza czy korowaja, a Wigilia bez pierogów z kapustą i grzybami, barszczu czy kutii. Bardzo rzadko można już spotkać osoby, które na co dzień posługują się gwarą bialską, którą charakteryzuje „zmiękczanie”, czy eliminacja litery „e”, dlatego „gości”, a nie „goście”. Myślę, że wiele babć i matek prosi jeszcze dzieci, aby „nie marygowały” na przykład przy jedzeniu, czyli aby nie były wybredne, nie wybrzydzały. Nikt nie chce też być „chapą” czyli gapą, łamagą, ale „co rusz” czyli co chwilę chciałby dostać podwyżkę ?

Zarówno „Na Podlasiu”, jak i „Podróże serc” rozgrywają się w XIX w. Wydaje się, że to Pani ulubiona epoka historyczna. Dlaczego?

Studiowałam historię i akurat XIX wiek to moja ulubiona epoka historyczna, okres który łączy przeszłość z nowoczesnością, skąd wypływają źródła współczesności. W tym czasie ukształtowała się też świadomość narodowa wszystkich warstw społecznych, a podejmowane przez społeczeństwo działania, ukształtowane tradycje i obyczaje służyły podtrzymaniu polskości. Uznałam, że ten ciekawy wiek jest wart ukazania w powieści

W „Na Podlasiu” życie codzienne w XIX w. obserwujemy oczami młodej kobiety. W „Podróżach serc” – dziecka. Inna perspektywa. To celowy zabieg?

Tak, był to celowy zabieg. Chciałam spojrzeć na podlaską codzienność drugiej połowy XIX wieku oczami dziecka, gdyż moje poprzednie książki opisywały miniony świat z perspektywy osób dorosłych. Dwie części „Na Podlasiu” powstały wcześniej niż „Podróże serc”. Wspólnie z Wydawcą  zdecydowaliśmy, że to moja trzecia w kolejności napisana książka czyli „Podróże serc” zostanie wydana jako debiut, abym mogła spokojnie dokończyć trylogię.

A czy rozpoczynając książkę, ma Pani dokładnie wszystko rozplanowane, czy też to bohaterowie kierują Pani ”piórem”?

Przed rozpoczęciem pisania każdej książki wiem tylko, jak będzie wyglądał początek powieści i jej koniec. Koniec w miarę postępu prac ewoluuje.  Oczywiście, rozpoczynając pisanie, określam ogólny plan, rozpisuję skrótowo swoje pomysły, określam ramy czasowe, wybieram miejsca rozgrywania akcji, zarysowuję charakter bohaterów. Później w miarę pisania przygotowuję plany na kolejne rozdziały: co należy ująć, o czym wspomnieć, jak dalej poprowadzić akcję, ale tylko w celu zachowania spójności powieści. Niestety ta pasja jest nieprzewidywalna i jak to Pani określiła bohaterowie często kierują moim piórem. Po prostu siadam przed pustą kartką papieru (piszę tradycyjnie, dopiero później przepisuję tekst do komputera) i piszę. Słowa same „płyną” na kartkę i często układają się w historie, których nie zamierzałam opisywać zgodnie z założonym planem  Po prostu piszę bardziej sercem niż rozumem.

Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem?

Moja przygoda z pisaniem sięga dosyć daleko w przeszłość. W szkole podstawowej uwielbiałam czytać. Chyba dzięki temu miałam bujną wyobraźnię i na przerwach w szkole podstawowej potrafiłam opowiadać koleżankom niestworzone historie. W liceum te niezwykłe przygody zwykłych uczennic zaczęłam spisywać. Dziś trudno uznać te bazgroły za coś cennego, ale wtedy dla mnie były to prawdziwe książki. W czasie studiów, a później w pracy moja pasja ustąpiła miejsca codzienności, aż wróciła ze zdwojoną siłą w 2010 roku. Czytając powieści innych polskich autorów, czułam pewien niedosyt. Akcja działa się zawsze daleko, w wielkim mieście, albo w ciekawszym turystycznie regionie, a przecież u nas na Podlasiu też „coś powieściowego” mogło się w przeszłości wydarzyć. Nie byliśmy i nie jesteśmy białą plamą na mapie. Dlatego jednym z głównych powodów napisania „Podróży serc” i „Na Podlasiu” była ta świadomość, że nic podobnego o Białej Podlaskiej i o regionie bialskim do tej pory nie powstało. Postanowiłam to zmienić. Teoretycznie pisałam do szuflady, aż przyjaciółka namówiła mnie bym wysłała fragment mojej pierwszej powieści na konkurs literacki. Odważyłam się i posłałam tekst pod roboczym tytułem „Kroniki podlaskie” na nasz rodzimy konkurs J. I. Kraszewskiego i w 2013 roku otrzymałam nagrodę za tematykę podlaską. To pozwoliło mi uwierzyć w siebie, w swoje zdolności. To członkowie jury namówili mnie na szukanie wydawcy.

I trafiła Pani do Wydawnictwa Szara Godzina, które specjalizuje się w powieściach obyczajowych…

Corocznie do końca marca wysyłałam swoje zgłoszenia do około pięciu wydawnictw. W 2019 r. wysłałam trzy swoje książki między innymi do „Szarej Godziny”. I udało się. Po kilku tygodniach wydawca odpisał, że jest zainteresowany moimi propozycjami. Zawarliśmy umowę i rozpoczęliśmy współpracę.

Kim jest czytelnik Pani książek?

Aktualna sytuacja epidemiczna nie pozwala na bezpośrednie spotkania z czytelnikami, dlatego nie poznałam dokładnie, kim są akurat moi czytelnicy z wyjątkiem szerokiego grona przyjaciół, znajomych, współpracowników i ich znajomych ?Sądzę, że moje książki są skierowane do szerokiego grona czytelników zarówno do osób dorosłych, jak i do młodzieży. Jeśli ktoś lubi książki obyczajowe z wątkiem historycznym moje powieści to dla niego odpowiednia lektura. Można się przy nich zrelaksować, przeżyć przygody pełne wzruszeń, a przy okazji dowiedzieć co nieco o regionalnych podlaskich obyczajach, tradycjach, wierzeniach, o codziennym życiu w Białej Podlaskiej i okolicach w drugiej połowie XIX wieku.

Mówi się, że kto czyta, ten żyje wielokrotnie, że czytanie jest jak rozmowa czy podróż…  Skojarzenia można mnożyć. Z jakimi książkami Pani najchętniej rozmawia?

Najchętniej czytam książki obyczajowe, a szczególnie te z wątkiem historycznym np. Anny Szepielak czy Mirosławy Karety. Lubię też historyczną literaturę popularnonaukową w stylu Sławomira Kopera, Sławomira Molendy, Iwony Kienzler czy Kamila Janickiego. Nie gardzę klasyką, legendami i podaniami, fantastyką a czasami wracam też do powieści swego dzieciństwa autorstwa Lucy Maud Montgomery, Alfreda Szklarskiego, Edith Nesbit czy Haliny Popławskiej. Po prostu kocham czytać dużo i różnorodnie.

A którą z książek Pani koleżanek z Wydawnictwa Szara Godzina chciałaby Pani polecić? 

Zdecydowanie najbliższa tematycznie jest mi Monika Rzepiela. Jej historyczno-obyczajowe powieści wydawane jako „Saga Polska” po prostu mnie wciągnęły. Szczególnie książka „Słowiańskie siedlisko” tyczące się czasów, w których Mieszko I przyjmuje chrzest. Była to lektura, którą pochłonęłam jednym tchem. Zamierzam też przeczytać sagę „Bo trzeba żyć …” Ewy Szymańskiej i „Cytrusowy gaj” Katarzyny Kieleckiej. Aktualnie kończę powieść Weroniki Wierzchowskiej „Służąca” i jest to dla mnie nader ciekawa lektura.